~Rozdzielone~
Ekhm siemanko misiaki ;* jak możecie poznać po ostatnich rozdziałach postanowiłam, że będę dodawała notki co piątek o ile nic mi nie wypadnie ;3 Dedykuję to wszystkim, którzy to czytają więc miłego czytania ;D
Uniosła dłoń na wysokość twarzy tak aby zasłonić sobie widok na słońce, a na jej twarz padł przyjemny cień. Musiało być południe, a Ace została brutalnie obudzona przez górujące słońce. Usiadła się opierając głowę o tył Pickupa i prostując nogi. Zadarła głowę do góry. Słońce świeciło naprawdę mocno, raziło ją tak mocno, że Ace zmrużyła oczy. Była pewna, że przez to ubieranie się na czarno gotuje się jak zupa. Rozluźniła szalik. Siedziała między jej ulubionym czarno-niebieskim ścigaczem, a ścianką Pickupa. . Poklepała maszynę i spojrzała przed siebie. Droga wyglądała na wręcz nieskończoną przynajmniej z tej perspektywy. Miło było zobaczyć w końcu coś więcej niż zniszczone budynki. Lasy były nienaruszone i tętniły życiem. Populacja ludzi była teraz tak mała, że dziura ozonowa jakimś dziwnym cudem nie tylko przestała się powiększać, ale zasklepiła się. Klimat wrócił do normy i nie ma już żadnych zachwiań, a to wszystko w dwa lata.
Natura była niesamowita.
A propo natury, zaczynała głodnieć. Sięgnęła po plecak tuż obok niej i zaczęła w nim grzebać. Znalazła szczelnie zapakowaną w aluminiową torbę kanapkę i butelkowaną wodę.
- Hej Ace, masz tam coś dla mnie? - usłyszała dziewczęcy głos Deene kiedy cichutko odsunęła szybę nad uchem Ace. Dziewczyna uśmiechnęła się i wyciągnęła jeszcze jedną kanapkę. Przełożyła ją przez szybę prosto w dłonie Deene. Dziewczyna uśmiechnęła się.
- Dziękuję. - powiedziała z tym swoim dziecinnym uśmiechem na twarzy. Ace wyciągnęła głowę do góry żeby na nią spojrzeć i odpowiedziała jej tym samym.
- Nie ma za co - powiedziała po czym odgryzła kawałek kanapki. Rozejrzała się dookoła. Nigdzie nie dostrzegała ręki człowieka, tu panowała natura, pomimo tego, że jechali po asfaltowej drodze. Oprócz asfaltu dookoła otaczała ich kwiecista łąka, a złote słońce górowało na błękitnym bezchmurnym niebie. Wzięła głęboki wdech. Całe miasto pachniało gipsem i dymem, a tu pachniało świeżą poranną rosą i kwiatami. Zupełnie nie przypominało to zapachu do, którego przyzwyczaiła się Ace i stanowiło naprawdę przyjemną odmianę.
- To tak jakby Apokalipsa nigdy tu nie dotarła. - powiedziała Deene. Jednak Ace nie wiedziała do kogo mówiła. Mogła równie dobrze kierować swoją wypowiedź do brata. Połknęła ostatni kęs kanapki i zapiła wodą.
- Prawda Ace? - zapytała po raz kolejny. Ace zadarła głowę do, góry, aby zobaczyć twarz Deene wychylająca się z środka samochodu.
- Tak to prawda tu jest naprawdę spokojnie, ale jestem pewna, że w nocy już nie. - Powiedziała zbijając nadzieję Deene jak balon przywracając jej myśli o rzeczywistości.
- Chyba masz rację w dzisiejszych czasach nigdzie nie jest bezpiecznie. - powiedziała Deene lekko podłamana. Patric zauważył to i poklepał siostrę po ramieniu, uśmiechając się do niej.
- Nie martw się tam gdzie jedziemy jest bezpiecznie. - upewnił siostrę w przekonaniu, że być może jest jeszcze kilka miejsc na ziemi gdzie mogli czuć się bezpiecznie zarówno w dzień jak i w nocy. - Prawda Ace? - Aby na niego spojrzeć Ace musiała się obrócić i lekko podnieść. Miał litościwe spojrzenie, tak jakby chciał, aby Ace przynajmniej okłamała Deene, ale rudowłosa nie musiała tego robić. Bezpieczne miasta w końcu wzięły skądś swoją nazwę. To były najbezpieczniejsze miejsca na ziemi.
- Tak, Patric ma rację.
- A jak tam jest? - zapytała Deene.
- Cóż - odparła Ace, była kilka razy w bezpiecznym mieście i teraz starała się ująć w słowa wszystko co w tej chwilę powróciło z jej wspomnień.
- Bardzo to przypomina to stare czasy. Miasta są ogromne mniej więcej wielkości Chicago, ale to dlatego, że jest tam dużo wolnej przestrzeni, żeby ludzie pomimo tego, że otoczeni stalowymi ścianami nie czuli się jak w klatce. - To pierwsze co jej przyszło do głowy.
- To wszystko jest otoczone ścianami? - zapytała Deene.
- Tak wysokimi na mniej więcej dwa piętra. A na noc włączane są tarcze kinetyczne.
- Pełna ochrona co? - Patric dorzucił swoje pięć groszy.
- Dokładnie. - odparła krótko.
- A jak ludzie tam żyją? - dopytywała się.
- Większość z nich dołącza do Hunterów lub zajmuje się lub zboża, a dzieciaki chodzą do szkoły. - Deene skrzywiła się, a Ace wybuchła śmiechem.
- Czyli prawdziwa sielanka co?- najwidoczniej Patric cały czas nasłuchiwał.
- Ha. Niekoniecznie, każdy nawet najmłodsi uczą się posługi bronią i sztuki przetrwania kiedy znajdą się sami w nocy. To podstawowa nauka w szkołach. - Deene skinęła głową.
- Rozumiem. Mimo wszystko przetrwanie jest teraz najważniejsze. - Powiedziała Deene chwiejnym głosem, a Ace kiwnęła głową potwierdzając słowa Deene.
- Mogę cię o coś spytać Ace? - zapytał Patric w momencie gdy obie panie umilkły. Ace kiwnęła bezwiednie kiwnęła głową widząc szare oczy Patrica patrzące się na nią we wstecznym lusterku.
- Nie uważasz, że to trochę dziwne? - zapytał. - Mam na myśli tą apokalipsę. Wiem, że podejrzewacie odkupicieli, ale jakie oni mają z tego korzyści? Nie rozumiem tego. - Ace spuściła wzrok, to także męczyło ją wiele razy to było pytanie, które jak na razie pozostawało dla niej bez odpowiedzi i, które bardzo ją męczyło, jakakolwiek była ta przyczyna, zniszczyła jej życie. Chciała wiedzieć dlaczego odkupiciele tak postępują, dlaczego trzymają się na uboczu i ochraniają zombie. Dlaczego nie pomagają ludziom? Dlaczego zabijają łowców? Tyle pytań kłębiło się w jej umyśle, a one wszystkie sprowadzały się dopytania Patrica. Jakie oni mają z tego korzyści? Ace nie wiedziała.
- Jest coś czego nie wiemy, a tą właśnie wiedzę posiadają odkupiciele. - Wszyscy nagle zamilkli. Patric skupił się na drodze, a Deene na jedzeniu. Unikali tematu, wiedzieli, że więcej z Ace nie wyciągną cóż przynajmniej nie teraz.
- Mógłbyś nastawić radio na 109.98? - Zapytała Ace. - Powinniśmy być już w zasięgu nadajnika. - Deene sięgnęła dłonią w kierunku konsoli radia. Dotknęła konsoli i manewrując hologramem nastawiła radio. Nagle muzyka zaczęła się sączyć z głośników w środku.
MUZYKA (proszę nie zwracajcie uwagi na tiki kochanego Sama;3 Może być trochę przy długie ale zakochałam się w tej piosence dop.autorki)
Ace przycisnęła głowę do karoserii samochodu. To była piosenka jednego z zespołów działających w bezpiecznym mieście. Grali muzykę, od której Ace zawsze miała gęsią skórkę, ta muzyka zawsze do niej trafiała. Ta akurat opowiadała o złamaniu, o nadziei, o wszystkim co działo się w każdym człowieku podczas tej apokalipsy. I pomimo tego, że Ace nie była religijna to Hallelujah, które wyśpiewywał wokalista znaczyło dla niej wiele. Dawało nadzieję. Zamknęła oczy, próbując wsłuchać się w tekst, uspokoić się i dać promieniom słonecznym muskać jej jasną skórę, nadawać jej rudym włosom te jasne refleksy. Przypomniała sobie o całej nadziei jaką utraciła wraz z apokalipsą. Utraciła nadzieję na lepsze życie, nadzieję na normalność. Straciła rodziców, osobę, którą kochała z całego serca, a przez to jej dotychczasowe życie legło w gruzach. Rozpadło się jak domek z kart, którego ułożenia Ace nie znała i budowała je na nowo, na ślepo, nie wiedząc co robi po prostu starała się jej jakoś ułożyć powstrzymać od kolejnej rozsypki, przetrwać. Wzięła głęboki wdech, pomimo tego co powiedziała Deene chciałaby mieć przy sobie część swojego starego życia. Mieć Maroona u boku nawet jeżeli byłby odkupicielem. Skuliła się przyciskając kolana do piersi i zacisnęła drobne dłonie na szaliku. Zamknęła oczy.
Ten szalik.
To było jedyne połączenie z jej dawnym życiem, jedyne co udało jej się z niego zachować. Przypominał jej wszystko. Jego uśmiech kiedy przeplatał jej go przez szyję, jego stanowczy dotyk i ten ostatni wieczór kiedy czuła jego oddech na policzku, kiedy prawie ją pocałował. Na ten pocałunek czeka już dwa lata i dobrze wiedziała, że to była jedyna szansa, a ona ją straciła. Teraz kiedy siedziała w starym Pickupie dźwigająca arsenał broni jakim nie pogardziłoby wojsko zastanawiając się ile straciła mogłaby szczerze powiedzieć, że powinna strzelić sobie w głowę, lub coś równie szybkiego. Jednak wiedziała, że była potrzebna, miała trzy przyjaciółki, które zabiłyby ją za tą myśl i świat do obronienia. Nie mogła się teraz poddać. Nie teraz. Odpłynęła prawdopodobnie, aby znów zasnąć, jednak wtedy poczuła jak cień przysłania słońce. Musieli wjechać do lasu, pozostała spokojna pomimo tego odruchu kiedy sięgnęła po karabin snajperski. Była po prostu przygotowana na najgorsze. Cień był pożywką dla kreatur, nawet jeżeli nie było kompletnie ciemno, taki cień im wystarczał inaczej by nie przetrwały. Jednak miała nadzieję, że byli bezpieczni, ale myliła się. Przekonała się o tym dopiero gdy usłyszała głośny charkot, wydobywający się z krtani jednego ze stworów. Natychmiast wstała pomimo oporu powietrza jaki wytwarzał przyspieszający samochód udało jej się ustać na nogach. Schowała snajperkę na plecy i wyciągnęła dwie podręczne Bretty z kabur. Było ich za dużo w dodatku nadchodziły z obu stron. Ace wyciągnęła obie dłonie i zaczęła strzelać, mogąc mieć tylko nadzieję, że przy tej prędkości uda jej się trafić. Załatwiła kilku, ale to było za mało, one ciągle nadchodziły, z ziemi i z powietrza. Jeden z zombie był na tyle sprytny, że wspiął się na jedno z drzew, a za nim podążyły inne. I wtedy właśnie sposób na Pickupa dostała się dwójka zombie. Pierwszy wylądował tuż przed Ace co nie skończyło się dla niego dobrze. Szybka reakcja dziewczyny sprawiła, że ta natychmiast wycelowała broń między “oczy” stworzenia. Nie można było nazwać tego oczyma to były po prostu puste gałki oczne nic więcej. Nacisnęła spust, a ciemna maź rozlała się dookoła, zalewając pomarańczową karoserię Pickupa. Ace odetchnęła z ulgą kiedy ciało zombie opadło bezwładnie, ale to nie był koniec. To miało skończyć się o wiele gorzej. Drugi z zombie wylądował na przedniej szybie Pickupa i groźnie zacharczał w kierunku Patrika. Ace usłyszała jeszcze tylko przerażony krzyk Deene kiedy samochód wpadł w poślizg. Ace upadła i obiła się głową o ściankę Pickupa. W ostatniej chwili złapała za tył bagażnika tuż obok ścigacza. Czuła jak ręce ześlizgują się jej z karoserii. Spojrzała na mocowanie motocykla. Przypomniała sobie, że były zdalnie sterowane. W jednej sekundzie puściła jedną dłoń i uruchomiła Cyber-siatkę na swojej dłoni. Szybkim ruchem zamachnęła się nad mocowaniami, które natychmiast puściły podobnie jak dłonie Ace. Oboje - ona i maszyna potoczyli się po asfalcie. Ace jednak w przeciwieństwie do motocykla odbiła się zgrabnie od ziemi i wylądowała gładko na asfalcie ze stukotem obcasów. Zauważyła, że zombie zaczęły zwracać na nią większą uwagę, było ich wystarczająco, aby dać Mii i reszcie czas na ucieczkę. Nie mogła ruszyć w tą samą stronę musiała się zawrócić i odbić do autostrady, której uniknąć chciała Mia, głównie dlatego, że pod mostami było od groma zombie, a na drodze było mnóstwo ciał i porozrzucanych samochodów stanowiących przeszkodę dla jeepa, ale nie dla motocykla Ace. Podniosła maszynę i wsiadła na nią odpalając silnik. W tym samym czasie zombie zaczęły kręcić się wokół niej. Ace zawróciła z piskiem opon. Ruszyła do przodu, a zombie pojechały za nią. Jedyne co chciała zrobić to wydostać się z lasu ciągnąc za sobą hordę zombie. I to właśnie zrobiła, pędząc przez drogę najszybciej jak tylko mogła, a gdy na chwilę spojrzała za siebie widziała armię biegnącą za nią. Zauważyła, że jej Cyber-siatka, zaczęła migać. To było połączenie od Mii, którą zapewne, o całej sytuacji poinformowała Dee. Przełączyła połączenie na urządzenie celownicze, a na jej prawym oku pojawił się obraz przyjaciółki.
- Ace co się dzieje? - zapytała.
- Wypadłam z wozu, ale wzięłam, ze sobą motocykl. - powiedziała, a wtedy słońce musnęło jej twarz. Ace gwałtownie zatrzymała się gdy zauważyła, że znów znalazła się na pełnej życia i słońca polanie. Gwałtowny pisk jej opon spłoszył ptaki, które wydając z siebie przeraźliwe krakanie odleciały w błękitną toń nieba. Ace spojrzała za siebie. Armia zombie stała na granicy światła i cienia rozpaczliwie machając łapami w jej stronę, jakby próbowały ją chwycić pomimo odległości jaka ich dzieliła. Obróciła się, odwracając wzrok od zombie. Pochyliła się patrząc na kierownice motoru.
- Wracaj. - powiedziała Mia stanowczym głosem.
- Nie mogę, za mną jest dosłownie armia, którą od was odciągnęłam. - westchnęła Ace
- Cholera - zaklęła Mia. Ace zachichotała, ale Mii nie było do śmiechu.
- Odbiję od tej drogi na autostradę i będę na prostej drodze do bezpiecznego miasta. - powiedziała rozbawiona Ace.
- No dobra tylko się nie zgub- westchnęła sarkastycznie Mia, nieco rozbawiona i zdenerwowana jednocześnie.
- Obiecuję - pożegnała się Ace z rykiem silnika w tle. Położyła dłonie na kierownicy i ruszyła przed siebie. Chciała po prostu jak najszybciej się tam znaleźć.
____________
CDN
Kochana mimo że czytałam ten rozdział już któryś raz z kolei to wciąż odczuwam to samo STRES! :D ten rozdział mnie zestresował, wciąż było pytanie co będzie dalej?
OdpowiedzUsuńNo ale jest też mój ukochany szalik, chcę go więcej i więcej!!!!
Dziwnie brzmi, chcąc więcej szalika, no cóż :D:D
Tak naprawdę wiesz czego chcę i czeeeekkaaaammmm :*****
Wiem o co chodzi z szalikiem skarbie i nie martw się już niedługo pojawi się "szalik" xd ;*
UsuńI w końcu się doczekałam ;)
OdpowiedzUsuńJak zwykle świetnie napisane ;**
Trzymasz w napięciu kobieto ♥
Uwielbiam to... *_*
Dziękuję doceniam to, że tu zaglądasz jak się czyta takie komentarze to naprawdę się cieplej na sercu robi ;3
UsuńWiesz co mnie dobiło w tym rozdziale? Napis CDN! Tak się wciągnęłam, że dopiero jak przeczytałam trzy razy ten wyraz to zrozumiałam, że już koniec na dzisiaj :P Wybacz, że dopiero teraz czytam, ale miałam pewne problemy xD A teraz czekam na nowy rozdział, pozdrawiam serdecznie!
OdpowiedzUsuńto za chwilę go dostaniesz! ;D
Usuń