~Biel~
Biel, biel i jeszcze raz biel. To ten kolor dominował w życiu Maroona przez ostatnie dwa lata, to dlatego zobaczenie tych ognistych włosów Ace było swego rodzaju odskocznią od dotychczasowego życia.
- Dekontaminacja rozpoczęta - usłyszał mechaniczny głos i przysiadł na ławkach przeznaczonych specjalnie po to, aby przeczekać kilkuminutową dekontaminację. Splótł dłonie opierając łokcie o uda. wpatrywał się we wszechobecną biel. Po drugiej stronie pomieszczenia usiadły jego współtowarzyszki, na ich ustach dostrzegł lekki uśmiech kiedy spojrzał w ich stronę, wiedział bowiem, że wzbudza niemałe zainteresowanie płci przeciwnej. To przypominało mu czasy liceum, pamiętał jak bardzo cieszył się kiedy w maturalnej klasie w jego szkole pojawiła się Ace i zaczęła odstraszać jego adoratorki.
Odwrócił, więc pospiesznie wzrok, nie widział w tych dziewczętach nic godnego zawieszenia oka, oczywiście były piękne, ale nie oto chodziło w jego myślach bowiem po raz kolejny tego dnia pojawił się obraz przemoczonej do suchej nitki i uśmiechniętej Aceleve. Świat, który znał przed apokalipsą powrócił wraz z jej uśmiechem. Ktoś położył dłoń na jego ramieniu zmuszając Maroona do spojrzenia w jego stronę. Tuż obok niego rozsiadł się Harley. Chłopak jak przystało na kogoś noszącego takie imię był wręcz urodzony za kierownicą, w dodatku jego wygląd potwierdzał teorię. Harley był wysoki i atletycznie zbudowany nie był napakowany, ale było widać, że to nie ma znaczenia. Białe włosy zostały przystrzyżone tak aby nie przeszkadzać mu podczas walki, miał na sobie czarną skórzaną kurtkę, która podkreślała porywczy charakter chłopaka. Dodatkowo miał te bystre ciemne oczy, które wpatrywały się w chłopaka bacznym wzrokiem. Po chwili na jego ustach pojawił się, nikły uśmiech, który dosłownie po chwili zniknął z jego warg.
- To była ona prawda? Aceleve. - zapytał cicho chłopak. Wiedział jak wyglądała Aceleve przed dwoma laty, jednak kiedy zobaczył ją na żywo ubraną od stóp w czerń i uzbrojoną w cały arsenał broni, w dodatku zdecydowanie bardziej kobiecą niż przed apokalipsą nie od razu połapał się iż jest to ta sama dziewczyna. Maroon przytaknął.
- Zmieniła się i to bardzo. -stwierdził Maroon przygryzając wargę. Harley szturchnął go w bok.
- No tak tak niezła z niej laska to trzeba przyznać- uśmiechnął się Harley typowo dla podrywacza. Ta mina sprawiła, że Maroon niemal się uśmiechnął, jednak musiał przyznać, że Harley ma rację. Ace nie tylko zmieniła się psychicznie, fizycznie także nie stanęła w miejscu. Kiedy miała dziewiętnaście lat ciągle narzekała na to, że wygląda mało kobieco, to prawda nie miała wyrobionej talii, była nieco niska, i niemal przeraźliwie chuda, teraz jednak wyglądała tak jak chciała wyglądać przed apokalipsą, była zgrabną wysoką kobietą z wąską talią i całkiem niezłym biustem.
Maroon zwiesił głowę wstydząc się dziwnych myśli, które zaczęły pojawiać się w jego głowie.
- Tak dokładnie tak - przyznał Maroon bojąc się, że palnie coś głupiego. Dziewczyny z naprzeciwka i tak zaczęły się na nich dziwnie patrzeć, jednak wtedy odezwał się mechaniczny głos oznajmiający im donoście “Dekontaminacja zakończona” na całe szczęście.
Maroon wstał i zaczął przestępować z nogi na nogę jakby przygotowując się do biegu. Harley podszedł do niego już z większym spokojem. Stoickim wręcz. Wtedy też stalowe drzwi oddzielające ich od kwatery głównej otworzyły się niemal bezgłośnie i wtem oślepiło ich światło słoneczne. Maroon pospiesznie wyszedł na korytarz. Był to zawieszony piętro nad ziemią długi biały korytarz łączący ze sobą dwa kompleksy, jeden służył jako zbrojownia i garaż- z niego właśnie przychodzili - z kompleksem mieszkalnym i treningowym. Ten drugi budynek był niemal monumentalnej wielkości, a swoim kształtem przypominał plaster miodu był bowiem w kształcie sześciokąta, właściwie to trzy połączone ze sobą. Dwa budynki służyły jako mieszkania, a w ich środku znajdowały się kwatery, hale treningowe, strzelnice, stołówka i miejsca w, których odkupiciele mogli chwilę odpocząć, był tu nawet park, po środku stepów co prawda jednak to nadal był park. Maroon widział go przez okna wypełniające korytarz. Był dosyć sporej wielkości, rosły tam trawy, drzewa, kwiaty, krzewy… Rosły tam nawet bzy, ulubione kwiaty Aceleve, swoim zapachem zawsze wypełniały jej pokój być może dlatego stały teraz na parapecie ich kwatery, Harley często narzekał iż zapach jest zbyt mocny jednak ich drugiej współlokatorce podobał się ten zapach i kiedy Harley już otwierał usta, aby znów zacząć narzekać ta zdzieliła go po głowie często czymś co nawinęło jej się akurat pod rękę lub gołą dłonią. I taka właśnie była Ariane.
O wilku mowa.
Dziewczyna wyłoniła się zza ściany kiedy dwójka chłopaków przekroczyła próg tarasu. Taras miał szerokość około dwóch metrów i rozciągał się wokół kompleksu na każdym piętrze. Oni akurat mieszkali na ostatnim piątym piętrze. Z tarasu był doskonały widok na niemały placyk, który otaczały zabudowania budynku. Na dole, aż roiło się od odkupicieli chodzących po metalowych płytach wśród zielonej trawy. W całym budynku było coś co naprawdę rzucało się w oczy był to połyskujący metalowy znak wszechwidzącego oka porośnięty wyrośniętym tu bluszczem.
Ariane uśmiechnęła się pogodnie na widok Maroona i Harleya. Miała na sobie biały fartuch, który rozpięty ukazywał granatową bluzkę i jeansowe rurki. Dziewczyna wbiła stanowczy wzrok jasno-niebieskich oczu w Harleya, a jej mina zrzedła. Z jej delikatnych pudrowych ust zniknął uśmiech. Jej krótkie kręcone włosy w kolorze śnieżnej bieli poruszyły się kiedy przestąpiła na krok. Jej fryzura bardzo przypominała Maroonowi o starej gwieździe Hollywood - Marilyn Monroe. Miała nawet taki sam pieprzyk przy ustach. Podeszła do Harleya, który uśmiechnięty opierał się o ramię Maroona. Ariane chwyciła Harleya za podbródek, a chłopak mimowolnie odwrócił się w jej stronę nieco rumieniąc, Ariane jednak nie patrzyła mu w oczy, skupiła swój wzrok na jego policzku. Uniosła dłoń jakby była gotowa go spoliczkować jednak powstrzymała się i westchnęła tylko.
- Do jasnej cholery nie czujesz, że masz cały rozwalony policzek?!- warknęła. Harley wzruszył ramionami, podobnie jak Maroon.
- To tylko mała rana- odpowiedzieli niemal na równi. Ariane westchnęła rozmasowując skroń.
- Byście się w końcu nauczyli dbać o swoje zdrowie co? - warknęła po czym wkurzona chwyciła masywną dłoń Harleya i zaczęła go ciągnąc w stronę ich kwatery. Harley momentalnie zarumienił się, dla Ariane jednak nie było to nic nadzwyczajnego.
Maroon zaśmiał się widząc minę przyjaciela. Z początku Ariane po prostu pociągała Harleya, jednak chłopak nie zdawał sobie sprawy, że ze zwykłego pożądania zaczął naprawdę coś czuć względem niebieskookiej lekarki.
- Ciągniesz nas do zachodniego skrzydła? - zapytał Maroon i już wiedział, że Ariane uśmiechnęła się cynicznie po czym prychnęła.
- Temu dzieciakowi nie potrzeba szpitala - stwierdziła z przekąsem. I miała rację bo skrzydło zachodnie zajmował szpital, badania biologiczne i prywatne kwatery Lavoira. Nikt jednak nie miał tam dostępu, przynajmniej nie osoby niższe ragą jak Maroon, Harley i Ariane.
- I znowu nazywasz mnie dzieckiem? - zapytał Harley wyraźnie niezadowolony z sytuacji chociaż pewnie pocieszał się tym, że Ariane wciąż nie puszczała jego dłoni. Ariane westchnęła przeciągle zresztą po raz kolejny tego dnia, próbowała się uspokoić, nie dać wyprowadzić się z równowagi, to jednak było trudne. Była bowiem osobą naprawdę wybuchową i nawet drobny szczegół potrafił ją wkurzyć.
- Bo jesteś jak dziecko. Jęczysz, prosisz o jedzenie jakbyś sam nie umiał czegoś ugotować i rozbijasz się wszędzie. - odrzekła i wolną od uścisku Harleya ręką otwierając drzwi do ich pokoju. Był on dosyć sporej wielkości, jego ściany miały biały kolor za to podłoga wyłożona była jasnymi panelami. Dwa metalowe piętrowe stały przy obu ścianach. Obok nich wbudowane w ścianę były dwie sporej wielkości szafy. Pod oknem między dwoma łóżkami ustawiona była biała kanapa, a obok niej szklany stolik na, którym stała opróżniona biała filiżanka z widocznym osadem po kawie. Na parapecie stał szklany wazon wypełniony bzem. Kiedy weszli do środka natychmiast uderzył ich ten zapach. Kwiaty były swego rodzaju ożywieniem dla całego białego otoczenia. To dlatego Ariane ignorowała to, że czasem zapach stawał się nieco mocny, kwiaty nadawały pomieszczeniu świeżości po za tym wiedziała jak wiele ten akcent znaczył dla Maroona.
Wskazała władczym tonem na ich łóżko po prawej stronie. Harley posłusznie powłóczył nogami w tą stronę, a Ariane wyjęła z szafki wszystkie bandaże, leki i maści jakie znała. Maroon natomiast zdjął buty i natychmiast skierował się do łazienki zostawiając na 5 minut tą dwójkę samą. Harley ze stęknięciem usiadł na łóżku wywołując chichot Ariane. Dziewczyna rozłożyła wyposażenie na pościeli i obejrzała policzek Harleya. Wzięła gazę i rywanol po czym zaczęła starannie przemywać ranę. Pieczenie jakie wywoływał płyn sprawił, że Harley kilka razy zacisnął zęby.
- To rana cięta, - stwierdziła patrząc na pojedyncze rozcięcie od policzka, aż do ucha.
- Tak. - przytaknął chłopak patrząc uważnie na pogrążoną w swoim zajęciu Ariane.
- Kto cię tak urządził? - zapytała.
- Córka Hunta lubi bawić się mieczami. - zachichotał przypominając sobie długą katanę jaką dysponowała jedna z łowczyń. Ariane uśmiechnęła się nieznacznie.
- Co się tam właściwie stało? - zapytała Ariane. Harley najpierw spuścił wzrok po czym przeniósł je na drzwi łazienki, w której aktualnie znajdował się Maroon.
- Plan się nie powiódł. - stwierdził, krótko. - Była tam Aceleve. - Powiedział. Ariane przestała przecierać ranę i przeniosła nieprzytomny wzrok w Harleya. Teraz i ona przeniosła wzrok na drzwi łazienki. Przez chwilę pod wpływem szoku nie mogła wykrztusić z siebie słowa, ale nie musiała bo Harley kontynuował wypowiedź.
- Przejrzała nas. - powiedział uśmiechając się nieznacznie tym samym wyrażając podziw dla instynktu rudowłosej. - Kiedy tylko włączyliśmy ładunki ona od razu to usłyszała i wyrzuciła Hunta i jego córkę ze strefy wybuchu, sama jednak wpadła do zbiornika w dodatku dostała w głowę gruzem. - powiedział, a kiedy zobaczył jak wyczekująco spogląda na niego Ariane kontynuował. W jej wzroku widział nieme pytanie mianowicie “Co zrobił Maroon?”.
- Ten idiota wskoczył za nią i ją uratował, prawdopodobnie chwilę rozmawiali. Zaczęliśmy szybko przegrywać było ich naprawdę dużo, w tym snajperów, szybko nas rozstrzelali, więc się wycofaliśmy. - dokończył. Ariane uśmiechnęła się. To było w stylu Maroona lubił bawić się w rycerza na białym koniu. Zastanawiało ją jednak o czym rozmawiał z Aceleve, czy w ogóle rozmawiali? Być może nie wiedzieli o czym rozmawiać, może po prostu patrzyli tępo na siebie nie wiedząc o czym mają rozmawiać? Nie wiedziała bo nie miała prawa wiedzieć takich rzeczy. Jedynie Maroon mógł wiedzieć.
Ariane z powrotem skupiła się na ranie Harleya co raz powtarzając, że dał się pociachać jakiejś babie, a kiedy zajęczał nazywała go dzieckiem i sarkastyczno troskliwym gestem pogładziła jego białe włosy uśmiechając się od ucha do ucha. Kiedy Ariane nałożyła kompletny opatrunek na ranę, drzwi do łazienki otworzyły się. Maroon wyszedł z niej z wilgotnymi włosami, w czerwonym podkoszulku i jeansach. Na ramiona zarzucił ręcznik na, który spadały krople wody.
- Tak właściwie to gdzie jest Cam? - zapytał chłopak rzucając się na białą kanapę, Ariane miała już odpowiedzieć kiedy w drzwiach staną zdyszany Cam. Z jego ciała spływały krople potu, a jego biały podkoszulek był kompletnie przemoczony. Zaczesał średniej długości włosy do tyłu tak, aby nie wpadały w jego oczy w kolorze bursztynów. Był umięśniony, a według Ariane, aż nad to. Przez ramię przewiesił granatową torbę treningową.
- Hej ludzie! - przywitał się. Ariane skrzywiła się.
- Przywitaj łazienkę, a nie nas. - powiedziała, a Cam posłał jej pytające spojrzenie - Śmierdzisz. - skwitowała. Maroon nie mogąc powstrzymać śmiechu wyszczerzył się chichocząc. Harley wciąż miał nieco obolały policzek, więc na jego twarzy pojawił się jedynie delikatny uśmiech. Cam natomiast uśmiechnął się cynicznie i rzucił w dziewczynę butelką wody. Ariane odbiła ją przedramieniem, a ta wylądowała na jej kolanach.
- Zobaczysz, że dostaniesz za swoje jak tylko wyjdę - zaśmiał się i zatrzasnął za sobą drzwi. Ariane uśmiechała się jeszcze kilka sekund jednak potem przeniosła wzrok na Maroona. Wychyliła się zza łóżka i spojrzała na towarzysza broni.
- Co powiedziała Aceleve? - zapytała ciekawska dziewczyna. Maroon, który do tej pory leżał na kanapie opierając przedramię na głowie opuścił rękę i podniósł się na łokciach, aby spojrzeć na dziewczynę.
- Że tęskniła. - odparł krótko.
- I?
- I tyle. - zakończył jednak potem zobaczył niezadowoloną minę Ariane postanowił bardziej sprecyzować odpowiedź.- Wiesz jakoś nie mieliśmy czasu na rozmowę. - powiedział, a rumieniec, który pojawił się na jego policzkach mówił sam za siebie. Ariane uśmiechnęła się figlarnie i przytaknęła.
Maroon celowo pominął fakt o ich przyszłym spotkaniu. Bał się, że są obserwowani bo w końcu to było naprawdę możliwe. Aby powiedzieć o tym Ariane musiałby znaleźć się razem z nią po za terenem bazy inaczej nie miał żadnej pewności czy nie jest pod obiektywem kamery. Nigdy nie uważał odkupicieli za godnych zaufania, jednak trzymali go przy życiu, gdyby nie lek Maroon stałby się jedną z tych bezrozumnych istot, a tego nie chciał. Chciał żyć, dla Aceleve.
Drzwi zaskrzypiały po raz kolejny i tym razem zza nich wynurzył się młody odkupiciel. Atletycznie umięśniony chłopak spojrzał na swoich starszych kolegów, a gdy odszukał wzrokiem twarzy, których szukał odezwał się.
- Eagle - zwrócił głowę w stronę Maroona. - Jenkins - przytaknął na Ariane. Na dźwięk swoich nazwisk odkupiciele zwrócili uwagę na nowoprzybyłego. - Pan Lavoir wzywa was do siebie. - Przyjaciele popatrzyli po sobie i kiwnęli głowami. Jeżeli Lavoir ich wzywał wiedzieli dobrze, że chodzi o kolejną misję, jednak to było co najmniej dziwne, aby wyznaczał Maroonowi kolejną kiedy ten dopiero wrócił z jednej.
- Już idziemy. - odparła Ariane, a młody odkupiciel przytaknął i zamknął za sobą drzwi. Maroon zwlókł się z niechęcią z kanapy i przeciągnął się. Ariane natomiast spojrzała na Harleya i jego ranę. Chłopak rozłożył się na poduszkach na jej piętrze łóżka i wbijał w nią wzrok, dziewczyna uniosła dłoń z przestrogą.
- Ani mi się waż tego drapać! Zrozumiano? - zapytała srogim tonem. Harley uśmiechnął się i przytaknął.
- Tak mamo. - powiedział przeciągając swój głos niczym małe dziecko. Ariane uśmiechnęła się.
- A nie mówiłam, że jesteś jak dziecko?
Maroon i Ariane stali po środku tradycyjnie białego pomieszczenia z dużymi oknami, które dodatkowo je rozświetlały. Po środku podłogi ze szkła w matowo-gładki wzór szachownicy stało białe biurko Lavoira. Sam mężczyzna siedział na fotelu otoczony przez swoich niezwykle poważnych strażników. Nie odzywał się, więc Ariane i Maroon popatrzyli po sobie w końcu chłopak odezwał się.
- Po co nas wezwałeś? - zapytał Maroon i obdarzył Lavoira niepewnym spojrzeniem swoich niezwykle zielonych oczu. Przywódca odkupicieli podniósł na niego swój wzrok. W końcu przemówił.
- Chodzi o waszą przyjaciółkę, Hariet. - powiedział. W głowie Maroona pojawił się obraz troskliwej twarzy dziewczyny. Zawsze wiązała swoje włosy w warkocz, była nieco cyniczna, ale zawsze pogodna. Maroon mógł z nią porozmawiać o wszystkim, podzielić się z nią ciężarem swoich problemów, a dziewczyna zawsze była gotowa go wysłuchać. Podejrzewał także iż dziewczyna była w nim zakochana i było mu z tego powodu przykro, wiedział bowiem, że nigdy nie będzie w stanie odwzajemnić tego uczucia.
- Co z nią? - zapytała Ariane. Była dosyć blisko z Hariet, martwiła się kiedy przez kilka tygodni nie było jej w bazie. Lavoir splótł ze sobą dłonie.
- Wykonywała bardzo ważną misję niedaleko Chicago. Jednak od jakiegoś czasu nie dostajemy od niej odpowiedzi. - powiedział. Ariane zagryzła wargę. - Jesteśmy pewni, że nie żyje. - stwierdził Lavoir. Ariane nie wytrzymała, do jej oczu napłynęły łzy na wieść o śmierci przyjaciółki. Wpadła w ramiona Maroona wypłakując się w jego podkoszulek. Maroon pogładził przyjaciółkę po włosach próbując ją jakoś uspokoić. Jego oczy zaszkliły się tak, że jednak postanowił nie okazywać słabości. Zagryzł, więc wargę i wpatrywał się w Lavoira nadal gładząc Ariane po włosach.
- Coś jeszcze? - zapytał Maroon chcąc się jak najszybciej wydostać z tego przeklętego gabinetu.
- Chcemy, abyście odszukali jej ciało i dane, które miała dostarczyć. - Na ten dźwięk Ariane zadrżała, a Maroon miał wrażenie, że przyjaciółka zaraz rozpadnie się z rozpaczy w jego ramionach.
~*~
Trochę Maroona na koniec świata dobrze wam zrobiło? Mam taką nadzieję, a teraz jako, że coraz bliżej święta to wypadało wam złożyć życzenia moi kochani czytelnicy, bez was nie miałabym po co pisać :3
Wszystkiego najlepszego, zdrowia, szczęścia pomyślności, spełnienia marzeń i tych błahych i tych ważniejszych, abyście każdego dnia byli uśmiechnięci i żeby wstawanie w poniedziałek jakimś cudem stało się mniej uciążliwe :)
________
CDN