poniedziałek, 1 października 2012

|1|


~Nie oddamy ziemi~

Hej! Więc nie chciałam, żeby między prologiem, a pierwszym rozdziałem była długa przerwa bo to jakoś nie trzymało się kupy xd I jeszcze coś chodzi o imiona myślałam, że są proste, a jednak osoby, które czytały to opowiadanie często nie potrafiły wymówić imienia Ace co oznacza asa w języku angielskim i wymawia się Ejs, Mia jest prostym imieniem, a Mickey łatwo można skojarzyć z myszką miki ;3 Miłego czytania misiaki :*

Słońce górowało nad pięknym, bezchmurnym, błękitem nieba. Jego promienie były tak mocne, że cała niegdyś zielona trawa wyraźnie pożółkła, a wszechobecny asfalt parował nagrzany jak patelnia postawiona na gazie. Było jednak pewne miejsce, gdzie te promienie nie były aż tak dokuczliwe. W cieniu pod mostem łączącym oba klify dosyć niskiego wąwozu na dnie, którego kiedyś płynęła rzeka, teraz pozostała tam jedynie sucha łąka. W ścianę wąwozu wbudowane były ogromne stalowe drzwi, szczelnie zamknięte przed wszystkim co miało się do nich zbliżyć. Wśród ćwierkotu ptaków i szczekania psów ukrywających się w porozrzucanych po mieście tekturowych pudłach, rozległy się strzały. Pojedyncze dźwięki przerwane krótkimi pauzami. Przyłożyła celownik karabinu do oka, odcień jednego był akwamarynowy, natomiast drugie tonęło w założonym na oko panelu celowniczym. Metalowe urządzenie przywierało do jej oka i ciągnęło się aż za tył głowy. Pewnie trzymała palec na spuście, a jej dłoń nie zadrżała nawet przez moment. Spojrzała na tarcze przyczepione do ściany po drugiej stronie mostu. Docisnęła spust, a kolejny strzał rozległ się w tej wszechobecnej ciszy.
Znów trafiła.
Westchnęła zakładając karabin na ramię i poprawiła biały szalik, którym luźno oplotła szyję pomimo tego, że temperatura powietrza sięgała 30 stopni. Spojrzała na tarczę przed sobą, to było zbyt proste. Czasem myślała tak o swoim dotychczasowym życiu określając je właśnie tym mianem. W rzeczywistości jednak była pogrążona w trwającej nieskończoną ilość dni monotonii skupiającej się wyłącznie na uciążliwej walce. Odwróciła się, na drewnianym stole za nią stało metalowe pudło przypominające futerał. Położyła snajperkę przed sobą i odłączyła celownik od całego mechanizmu. Włożyła karabin do futerału i zatrzasnęła go. Nie potrzebowała żadnych zamków, ani wymyślnych skrytek. Idioci z którymi teraz walczyła nie umieliby nawet użyć klamki, a co dopiero otworzyć zatrzask. Uśmiechnęła się pod nosem.
Ile lat minęło odkąd to wszystko się zaczęło? Ile lat minęło od wybuchu tej epidemii? Ile lat minęło odkąd jej każdą noc zajmowała walka? Rok? Dwa? Była pewna, że była jesień… wtedy nie było tak ciepło. Tonęła w tej monotonii tak długo, że przestała dbać o czas, który mijał strasznie szybko. Przynajmniej nie była sama… gdyby tak było naprawdę byłaby teraz na skraju szaleństwa. Wzięła do ręki jabłko leżące na stole i ugryzła kęs. Odwróciła głowę w kierunku zachodu gdzie ciemnopomarańczowe słońce zaczęło chylić się ku zachodowi. Zapowiadała się długa noc…

Opustoszałe budynki, olejna farba jaką pokryte były ściany korytarza odrywała się warstwami od tynku. Dźwięk kroków był głośniejszy niż zwykle, jednak to i tak nie miało znaczenia. Pewnie stąpały po rozkruszonym szkle. Dwie dorosłe kobiety w środku pustego budynku. Każdy był pusty, całe miasto było puste, chociaż było takie wielkie nikt już w nim nie mieszkał. Jedna z nich idąca z tyłu przystanęła na chwilę przy jednym pokoju, wyraźnie dziecięcym pokoju. Z tuzinami porozrzucanych po podłodze zabawek i małym niepościelonym łóżkiem. Musiało spać kiedy to… kiedy to się stało. Podciągnęła pasek wojskowej materiałowej torby wypełnionej jedzeniem i napojami. Była cięższa niż zwykle biorąc pod uwagę ile mieszkań było w tym budynku z zapasem konserw, zamrożonego mięsa i innej żywności z tak długim okresem przydatności. Weszła do pokoju i nadstawiła ucha, jej przyjaciółka właśnie przeszukiwała kuchnię. Dziewczyna rozejrzała się po pomieszczeniu, a jej uwagę przykuła niska lakierowana komoda z pękniętym lustrem i masą porozbijanych zdjęć na niej. Podniosła jedno z nich i strzepała drobinki szkła. Fotografia przedstawiała małą uśmiechniętą dziewczynkę siedzącą na kocu i bawiącą się z dużym białym psem liżącym jej policzek. Dziewczyna uśmiechnęła się, jej już nie było.
Wiedziała o tym i chociaż nie znała żadnego z mieszkających tu niegdyś ludzi to czuła wobec nich współczucie i obowiązek uwolnienia ich. Zawsze czuła ten obowiązek, narzucony na jej barki zanim jeszcze się urodziła. Przeniosła wzrok na lustro. Pęknięte po przekątnej i odbijające jej twarz. Twarz wysokiej kobiety o jasnej mlecznej cerze gryzącej się z krótkimi kruczoczarnymi włosami i jasnymi suchymi ustami. Od rana nie piła wody, nie miała na to czasu. Jej odbicie patrzyło na nią z wyrzutem w szarych oczach i w sposobie w jaki dziewczyna unosiła brwi. Zawsze gdy patrzyła w lustro miała wyrzuty do samej siebie, za bardzo wiele rzeczy, między innymi za to, że przeżyła. Jednak nic nie mogła z tym zrobić, mogła tylko dalej robić swoje z nadzieją, że to może kiedyś przynieść skutek.
- Hej Mia! - usłyszała stłumiony głos zza ściany, w pośpiechu odstawiła zdjęcie na komodę i przebiła się przez stos zabawek wchodząc do kuchni. Jej towarzyska zdążyła już splądrować każdą szafkę i szparę, w której mogło znajdować się jedzenie i przy okazji wypełniła cały swój plecak. Zacisnęła pasek torby, a Mia przeniosła wzrok na bliznę tuż przy zgięciu nadgarstka. Nadal nie mogła uwierzyć, że są w tym samym wieku. Mickey wyglądała na starszą od niej, a może to Mia wyglądała na młodszą? Nie wiedziała. Mickey z pewnością odmładzały jej ubrania. Czarna czapka naciągnięta na długie proste włosy koloru czekolady, czerwony bezrękawnik, czarne bojówki i długie ciężkie trapery, których podeszwa przynajmniej Mii często się przydawała. Mickey przeniosła wzrok jasnobrązowych oczu na towarzyszkę, a następnie za sylwetkę czarnowłosej. Mimowolnie odwróciła wzrok i już wiedziała na co spogląda towarzyszka.
Za szybą w przeciwległym do kuchni pokoju słońce stopniowo zaczęło chować się za budynkami.
- Zmywajmy się - rzuciła brunetka, a Mia przytaknęła. Zaczęły pospiesznym krokiem wychodzić z budynku.
- Nie uważasz, że to za długo już trwa?- zauważyła brunetka kiedy to schodziły z jednego piętra na drugie po schodach. Mia zatrzymała się.
- Wiem, że to już dwa lata Mickey, ale…
- Nikt nie może znaleźć szczepionki, nawet Ace! Jest ich coraz więcej. Z każdym dniem mam coraz większe wrażenie, że już nie odzyskamy ziemi. - szepnęła brunetka zaciskając palce na ramieniu plecaka. Mia potrząsnęła głową. Nie miała zamiaru karcić przyjaciółki za takie myśli, ale jeżeli Mickey nadal trwałaby w takich przekonaniach, to straciliby kolejnego sprzymierzeńca, a słowa które wypowiedziała przed obliczem założyciela nie miałyby sensu. Mickey stopniowo zatracała się w tym wszystkim, bo tak naprawdę miały tylko siebie nawzajem. Tylko one trzy były zdolnymi do rozmowy ludźmi w tym mieście duchów. Gdyby, któraś z nich została sama już dawno straciłaby nadzieję. Na szczęście żadna z nich nie była sama i mogły na sobie polegać, dlatego według Mii, Mickey powinna już dawno się otrząsnąć.
- Jaki to miałoby wtedy sens? Ratujemy ocalałych i próbujemy uratować to co się da. Taki jest sens istnienia łowców. - na usta Mii wstąpił pocieszający przyjaciółkę uśmiech. Ta popatrzyła na nią i przytaknęła. Popatrzyły na siebie z tajemniczymi uśmiechami na ustach. Szybko uniosły ręce i złączyły je w mocnym uścisku.
- Nie oddamy ziemi! -powiedziały na równo zdeterminowanym głosem i obie uśmiechnęły się jeszcze szerzej. Dobrze znały te słowa, wypowiadały je milion razy odkąd się poznały, to było hasło. Hasło na, którego dźwięk wiedziały co robić i o co tak właściwie walczą.

Ulice były opustoszałe od niepamiętnych czasów. Tak dawno widziały na nich coś więcej niż ślady własnych opon czy odciski zwierząt, które teraz coraz częściej wybierały tę drogę. Na ulicy przy jednej z kamienic stał terenowy ciemnogranatowy Jeep. Mickey poklepała maskę samochodu z wyczuwalną czułością. Była wyraźnie przywiązana do tego samochodu. Mia wskoczyła przez okno samochodu i natychmiast gdy tylko usiadła na przednim siedzeniu dobrała się do konsoli przy panelu kontrolnym. Może z zewnątrz samochód wyglądał na dosyć starą terenówkę to w środku było to dzieło współczesnej techniki. Przesunęła palcem po dotykowym panelu konsoli. Urządzenie natychmiast ją rozpoznało.
- Status rozpoznany rozpoczynam procedurę. - urządzenie odezwało się damskim lekko mechanicznym głosem. Drzwi obok trzasnęły. Mickey wsiadła do środka i niemal natychmiast bezwiednie rzuciła torbę na tylne siedzenie. Uruchomiła pojazd i wrzuciła bieg.
- Wiesz mogłabyś zacząć używać drzwi Mia. - powiedziała sarkastycznie. Mia uśmiechnęła się pod nosem i przesunęła dłoń z konsoli na szybę sprawiając, że obraz pojawił się na jej części przedniej szyby, tak aby nie przeszkadzać Mickey.
- A jaka to by była zabawa? - odparła sarkastycznie. Mickey już miała otwierać usta aby coś powiedzieć, ale nie zdążyła. Usłyszały wybuch i to dosyć potężny wybuch za sobą. Mickey gwałtownie zawróciła. Spojrzała na Mię. Dziewczyna natychmiast dorwała się do konsoli. Mapa całego Chicago pojawiła się przed nią. Za nimi znajdowała się pustka ani jeden czerwony punkt nie świecił się. Jednak przed nimi była ich chmara, czerwonych punktów oraz dwa białe.
- Bomba trzecia poszła, mamy cywili w sektorze 4-C. Dzwoń do Ace niech uruchomi wieże. - Powiedziała Mia zagryzając wargi.
- Masz zamiar tam jechać? - zapytała Mickey z krzywą miną wskazując na krajobraz przed sobą. Ledwie oświetlona przez zachodzące za nimi słońce pustka miasta duchów. Mia obróciła głowę w jej kierunku.
- A mamy jakieś inne wyjście? - zapytała dziewczyna. - Musimy ich znaleźć i zaprowadzić do bazy. - odparła obracając głowę z powrotem na konsole. Mickey uśmiechnęła się i zacisnęła palce na kierownicy. Mocniej przycisnęła pedał gazu i wrzuciła bieg.
- Lepiej się trzymaj Mia!- powiedziała z zadowolonym uśmiechem na twarzy. Samochód ruszył z głośnym piskiem opon. To był naprawdę cud techniki poruszał się szybciej niż jaki kol wiek znany światu pojazd, a przy tym nie dawał tego odczuć pasażerom. Mia przyłożyła dłoń do ucha i przycisnęła malutki przycisk w odbiorniku.
- Cywile w sektorze 4-C.

- Widzę. - odezwała się miękkim głosem. Ledwie słyszalnym głosem. Jej jaskrawe rude włosy rozwiał mocny wiatr, okalający wysoki budynek na, którego dachu stała. Jej czarny stój składający się ze spodni, długich butów, czarnej skórzanej kurtce z białymi pasami na krawędziach rękawów które ona zwinęła na wysokość przed ramienia, czarnego kaptura zarzuconego na plecy i czarnych przylegających spodni. No i oczywiście jej dwa nieodzowne elementy; Biały szalik okalający jej szyję, przechodzący w szarość na końcu i panel sterowania na lewym oku. To on pozwalał jej zobaczyć to co działo się na samym dole budynku, niezbyt wyraźnie, ale jednak. Widziała chmarę bezrozumnych stworzeń złudnie podobnych do ludzi, w końcu kiedyś i oni nimi byli. Teraz byli tylko do nich podobni. Ich skóra przybrała odcień brudnej szarości, a w każdym miejscu widać było błękitne żyły układające się w mozaiki wzorów. Ich oczy to było coś co najbardziej przerażało człowieka te białe bezrozumne oczy, były czymś przez co można było dostać traumy i czymś do czego ona już zdążyła się przyzwyczaić. Było ich całe mnóstwo, ale to nie było coś co dziwiło Ace, w końcu niegdyś Chicago było pełnym życia i ludzi miastem. Teraz było domem tylko trzech dziewczyn. Kiedyś ludzie myśleli, że to co będzie przyczyną ich powolnego wymarcia będzie wypalenie się słońca lub wymarcie jakiegoś czynnika na planecie w rzeczywistości jedynym co doprowadziło do wymarcia ludzkości byli oni sami. Ich chciwość i ciekawość wykończyła ich.
Zauważyła światło wśród tłumu zombie, światła samochodu. Mia miała rację był tu cywil. Szybko schyliła się do ustawionego przy gzymsie karabinu i spojrzała przez celownik. Auto stało po środku opustoszałej okolicy, ale było puste nie licząc kilku zombie próbujących wydłubać z niego coś do pożarcia. Przejechała wzrokiem po okolicy i w końcu zauważyła ich- dwójkę cywilów o których mówiła Mia, ludzi, którzy znaleźli się w nieodpowiednim miejscu i czasie. Mężczyznę, ubranego w zieloną wiatrówkę, parę ciemnych przetartych jeansów i czarną czapkę z daszkiem. Trzymał w ręku strzelbę z której co raz wystrzeliwał w kierunku napastników. Zombie były stworzeniami mającymi tylko jeden czuły punkt- rdzeń kręgowy to w niego należało celować. Za nim stała dziewczyna. Miała nie więcej niż 16 lat. Miała długie włosy związane w warkocz. Skórzaną kurtkę, ciemne spodnie i parę przetartych kolorowych glanów. Podobnie jak chłopak miała w ręku broń, jednak robiła z niej znacznie lepszy użytek.  Nadawała się na jedną z nich. Musieli wiedzieć co ich czeka dlatego byli ubezpieczeni. Może wiedzieli, że są na terenie objętym ochroną łowców? Może wywołali wybuch, żeby zwrócić swoją uwagę?
Zauważyła, że jeden z tych “sprytniejszych stworzeń” wdrapuje się na dach z drugiej strony, tuż za plecami cywilów. Zacisnęła palce na spuście broni. Rozległ się cichy pojedynczy strzał zagłuszony przez charkoty i syki stworzeń. Jednak młoda dziewczyna natychmiast dostrzegła kulę, która przeszyła powietrze tuż obok jej twarzy. Odwróciła głowę. Ciemna krew sączyła się obficie, a stworzenie opadło na ziemię. Jego gardło zostało dosłownie rozszarpanie, a głowa potoczyła się po dachu odrywając się od reszty tułowia. Nic dziwnego jeżeli Ace używała pocisków rozszarpujących. Dziewczyna natychmiast wyszukała wzrokiem wybawcę, a to co przykuło jej uwagę to czerwone włosy wystające z gzymsu na dachu. Gdyby nie kolor włosów dziewczyny z pewnością nawet by jej nie zauważyła. Odetchnęła z ulgą i przetarła spocone czoło. Ona i jej brat powoli tracili nadzieję w to, że teren nadal był pod ochroną łowców, jednak ta dziewczyna na dachu… to wszystko mówiło same za siebie. Przez chwilę Ace zajęła się osłanianiem tej dwójki, musiała poczekać aż Mia i Mickey tu dotrą inaczej nie mogła się stąd ruszyć. Jej zadaniem było ich chronić. Jednak było ich trochę za dużo, a oni nie wiedzieli jak się stamtąd wydostać. Ace wiedziała, że niedaleko nich znajdują się tak zwane bezpieczne ścieżki. Były to przejścia pomiędzy budynkami otoczone drutem pod silnym napięciem. Musiała tylko…
Jest! Na lewej dłoni dziewczyny, kilka pasków tworzących coś na kształt siatki przylegającej do dłoni. Przeniosła wzrok na swoją lewą dłoń sama coś takiego miała. No może nie dokładne odzwierciedlenie, jej wersja była bardziej jakby to powiedzieć, zmodyfikowana. Podniosła lewą dłoń i przycisnęła środkowy palec do wewnętrznej strony dłoni, siatka zaświeciła się i pokryły ją błękitne hologramy półprzezroczystych płyt. Cybernetyczny siatka. Musiała ich na chwilę zostawić samych, musiała znaleźć sygnał siatki dziewczyny. Wystarczyło tylko kilka razy ustawić odpowiednią kombinację przycisków. Siatka  na dłoni dziewczyny poryła się zielonymi płytkimi i zabłyszczała. Ta natychmiast spojrzała na dach, jakby wiedziała od kogo ma zamiar odebrać wiadomość, a gdy zobaczyła uniesioną dłoń kobiety okalaną błękitnym światłem natychmiast ukryła się za bratem i uniosła lewą rękę do góry. W ułamku sekundy przed jej twarzą znalazł się hologram twarzy rudowłosej Ace. Jednak ona widziała tylko zarys jej szczęki i pełnych pudrowych ust.
- Posłuchaj mnie uważnie… - odezwała się dziewczyna odsłaniając szereg śnieżnobiałych zębów. Zrobiła krótką pauzę, tak jakby chciała powiedzieć jej imię.
- Deene - powiedziała dziewczyna, uprzedzając fakty. Usta dziewczyny na hologramie wykrzywiły się w delikatnym uśmiechu.
- Posłuchaj mnie uważnie Deene. -powtórzyła- Przed tobą powinny znajdować się dwa duże budynki, a między nimi niskie fundamenty z metalowymi drzwiami. - Deene podniosła oczy na wskazany przez kobietę kierunek i rzeczywiście drzwi tam były, ciężkie drzwi, nie do otworzenia. Właściwie to nawet nie miały klamki. Musiały być sterowane zdalnie. Deene przeniosła wzrok na hologram wyświetlany przez jej cyber siatkę.
- Widzę. - powiedziała cicho.
- Podejdziesz tam ze swoim bratem poproszę, moją przyjaciółkę żeby na chwilę otworzyła drzwi, a gdy to zrobi będziecie mieli tylko kilka sekund na to, żeby wejść do środka, tam będziecie bezpieczni, a ja poprowadzę was dalej. - dała im kolejne wskazówki. Od dachu garażu na, którym się znajdowali było jakieś 100 metrów do drzwi o, których mówiła Ace. Dziewczyna wzięła głęboki oddech te drzwi były ich jedyną nadzieją na przeżycie. Przeniosła oczy z powrotem na hologram.
- Dziękuję- powiedziała w kierunku nieznajomej, a ta tylko uśmiechnęła się.
- Będę was osłaniać. - powiedziała szybko, a hologram znikł. Najwyraźniej nikt nie mógł rozmawiać i trzymać broni jednocześnie. Deene szturchnęła brata.
- Na trzy. - szepnęła w jego kierunku.

Podniosła dłoń do ucha.
- Kiedy ci powiem otwórz drzwi 4-C5. - Powiedziała rozkazującym tonem. Nie był on władczy, właściwie bardziej prosiła niż wymagała.
- Nie ma sprawy.

,,Raz” odliczanie zaczęło się niemal równocześnie. Dwoje głosów nie słyszących siebie nawzajem wpadło we wręcz idealną synchronizację.
Dwa.
Deene zacisnęła prawą dłoń na lewym nadgarstku brata gotowa w każdej chwili rzucić się do biegu. Ace spoglądała przez celownik, próbowała jakoś przygotować się do zabezpieczania dwójki cywilów.
Trzy.
Dwójka ludzi rzuciła się do biegu. Stalowe drzwi zaczęły się otwierać, a strzały snajperki roznosiły się jeden za drugim.

___________

CDN

5 komentarzy:

  1. Jest jest jest jest! Pierwszy rozdzial uhuhu -ciesze sie jak debil, no ale tak juz mam przy Twoich obowiadaniach :D uwielbiam ta TROJCE ale wiesz na co czekam ;D na FACETA. Haha musze se opanowac ;D
    cholera i znowu nie dalas mi szansy przyczepic sie do czegokolwiek, to wlasnie cala Ty genialny umysle ;*** nie daj nam za dlugo czekac na kolejny rozdzial bo Cie kill ;D. Ciao bejbe ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Będzie będzie facet jak mogłabym cię tak zawieść? I siebie też? facet musi być! Albo kilka najlepiej, z motorem ;D

      Usuń
  2. Kocham *_*
    Hahaha, codziennie wchodziłam na Twojego bloga (kilka razy dziennie) aby sprawdzić czy jest 1 rozdział ;D
    I jest! <3
    Nie mogę się doczekać kolejnego ;* :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Ten blog jest cudowny ^^
    Bardzo fajne opowiadanie, jest też wciągające i na 100%, a może i więcej będę je czytać :D
    Jak zawsze piszesz wspaniale.
    Życzę weny i czekam na kolejną notkę na tym blogu, jak i na tym drugim^^
    PS. U mnie coś nowego, więc zapraszam serdecznie :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Uwielbiam takie klimaty ! Kojarzy mi się to troche z filmem I am Legend z Will Smithem ... opowiadanie wkręca na maxa! Lece czytać reszte, może uda mi się przeczytać wszystko jednym tchem :D

    OdpowiedzUsuń