~Nasza przeszłość~
Dzień dobry misiaki ;* Do linków dodałam dwie pozycje. Ciekawy blog o fiary tail i mojego deviantarta na którym znajdziecie rysunki Ace i Mii niestety Mickey jeszcze nie narysowała trudno jest oddać ten jej charakterek w mimice twarzy ;) Notkę dedykuję mojej kochanej moments za pomoc przy wymyślaniu loga łowców co bardzo pomogło. Nie wiem czy o czymś nie zapomniałam, ale w każdym razie zapraszam do czytania! ;D
Spuściła ręcznik na ramiona, był mokry, ale w końcu jej włosy i ona sama pachniały czymś bardziej przyjemnym niż kurz i “krew”. Słyszała rozmowę Mii z bratem Deene, rozmawiali o planie. Brat Deene nalegał na wznowienie podróży z samego rana, jednak Mia uważała, że powinni odpocząć przynajmniej ze względu na Deene i zepsutego samochodu ,którego naprawą zajmowała się teraz Mickey. Nie mogła się dziwić, że Mickey z uśmiechem zaproponowała pomoc. Ace spojrzała przed siebie, na wschód słońca. Piękna ognista kula przemieszczała się nad budynkami zwiastując spokój. Gdziekolwiek czaił się cień zombie wykorzystywały go jako swoją pożywkę. Normalnemu człowiekowi wystarczyłaby zwykła latarka, aby je przestraszyć. Dlatego w bezpiecznych miastach latarnie były ustawione gęsto pomimo wysokich murów i tarcz kinetycznych. Położyła się na miękkim łóżku nadal zwrócona głową w kierunku okna. Jej rude włosy rozpostarły się niemal na całej poduszce. Brak szalika na szyi było jak odebranie jej ręki, nosiła go nieprzerwanie od dwóch lat. To była jej najważniejsza pamiątka po dawnym życiu. Życiu, które pragnęła przywrócić, o którym nie chciała zapomnieć.
- To on, prawda? - usłyszała dziewczęcy głos Deene za sobą i odruchowo obróciła się w jej stronę. Dziewczyna stała przy jej łóżku w jeansowej kurtce, czarnej bluzce i szkockiej spódnicy. W dłoni trzymała holograficzną ramkę, która jeszcze chwilę temu stała na szafce w salonie. Kolejna pamiątka z przeszłości. Zdjęcie przedstawiało dwójkę ludzi- Ace kiedy miała 14 lat i około 3 lata starszego od niej chłopaka. Ace stała obok chłopaka, a on obejmował ją ramieniem z naprawdę uroczym uśmiechem na twarzy. Chłopak był naprawdę przystojny w mniemaniu Deene. Miał dosyć jasną cerę, smukły nos i dosyć mocno zarysowaną szczękę. Wpatrywał się swoimi dużymi zielonymi oczami w obiektyw kamery. Jego brązowe włosy wydostawały się z objęć czarnej czapki. Najważniejsze jednak było to co mieli na sobie. Jeden długi czaro-biały szalik, który w połowie drastycznie zmieniał kolor. Połowa tego szalika właśnie teraz suszyła się na balkonie. Drugą połowę musiał mieć ten chłopak. Ace sięgnęła po ramkę, a gdy już odebrała ją z rąk Deene przesunęła się pozwalając jej usiąść. Uśmiech wstąpił na jej usta. Deene miała rację, to po nim Ace miała ten szalik.
- Miał na imię Maroon, nasi rodzice się znali, praktycznie wychowaliśmy się razem. - powiedziała. Deene usiadła obok niej. Miała wrażenie, że Ace musiała komuś o tym powiedzieć, a Deene była chętna aby jej wysłuchać. Ciekawiła ją historia Ace i Maroona. - To było na gwiazdkę. Bardzo chciałam kupić sobie zwykły biały szalik, ale znalazłam tylko ten i nie podobało mi się ta czerń, więc Maroon powiedział, że go przetniemy. Białą część wezmę ja, a on weźmie czarną. Nosiliśmy je cały czas. - zaśmiała się, po czym przerzuciła zdjęcie. Następnie także przedstawiało ich dwójkę. Tym razem jednak było lato i wieczór. Oboje wyglądali jakby wybierali się na imprezę i zapewne tak było. Ktoś zrobił im zdjęcie z daleka. Maroon i Ace stali na skrzyżowaniu rozmawiając. Maroon jak zwykle obejmował ją ramieniem. Z uśmiechem pomachał w stronę fotografa, Ace tak że się uśmiechała. - Pamiętam to. Moja przyjaciółka godzinę szykowała mnie na tą imprezę. Naprawdę chciałam ładnie wyglądać, jakbym próbowała krzyknąć; Hej Maroon jestem dziewczyną wiesz?! To było głupie, a teraz już go nie ma. Przynajmniej mam taką nadzieję. - Deene gwałtownie odwróciła się w jej stronę z wyraźnym wyrzutem w tych brązowych oczach.
- Masz nadzieję?! - Niemal krzyczała. Ace uciszyła ją przykładając palec do ust. Musiała pamiętać, że nie byli sami. - przepraszam, ale masz nadzieję że ktoś kogo kochasz nie żyje? - Deene czuła się naprawdę zaskoczona. W każdym słowie jakie Ace wypowiedziała o Maroonie Deene czuła miłość. Wiedziała, że każde wspomnienie Ace o Maroonie przesiąkało miłością i nie wyobrażała sobie, że Ace życzy śmierci osobie, którą kocha.
- Deene on był praworęczny, jeżeli nie został jednym z nich to stał się odkupicielem i wiem, że jeżeli się spotkamy będę musiała go zabić - Deene zamilkła kiedy mówiąc to Ace patrzyła jej w oczy i z każdym słowem jej akwamarynowe tęczówki wydawały jej się coraz bardziej metaliczne, a na końcu stanęły w nich łzy. Teraz rozumiała nadzieję Ace, bo nic nie boli tak bardzo jak zabić ukochanego własnymi rękoma.
Przetarła czoło i zaklęła pod nosem zdając sobie sprawę, że jej dłonie były pokryte smarem. Usłyszała jak ktoś puka w karoserię samochodu.
- I jak sobie radzisz młoda? Pomóc ci? - usłyszała głos Patrica- brata Deene. Chwyciła jedną z wystających rur i pchnęła samą siebie do przodu. Kółka deskorolki zaszeleściły, a Mickey wydostała się spod samochodu. Patric stał obok miejsca z, którego jeszcze niedawno wystawały jedynie nogi Mickey. Dziewczyna chwyciła jedną z mokrych chusteczek i przetarła dłonie. Naciągnęła czerwoną czapkę mocniej na czoło.
- Coś się stało? - zapytała. Wiedziała, że musiał być zmęczony ludzie zwykle byli. Mickey jednak była przyzwyczajona i wystarczył jej kubek mocnej kawy. Była łowczynią musiała radzić sobie ze zmęczeniem. Patric usiadł obok niej i podał jej butelkę wody.
- Myślałem, że potrzebujesz pomocy, ale widzę, że już kończysz. - powiedział uśmiechając się na widok poskładanego do kupy samochodu. Pickupa w kolorze dojrzałej pomarańczy raczej nie można było nazwać nowym. Karoseria była porysowana, a siedzenia w środku wyłożone materiałem ponieważ zapewne nic z nich nie zostało. Natomiast silnik działał jak nowy, za sprawką Mickey oczywiście. - Wiesz nigdy nie widziałem kobiety, która zna się na silnikach lepiej niż ja. Potrafi odstrzelić łeb zombie…
- I potrafi zbudować bombę z środków do czyszczenia toalet. - wtrąciła się, a Patric wybuchł gromkim śmiechem. Mickey spojrzała na twarz Patrica i uśmiechnęła się. Wcześniej wydał się jej cichy i znacznie starszy miał może 25 lat. Ciekawe co robił w trakcie apokalipsy i gdzie była jego rodzina. Widziała obrączkę na jego palcu. Pamiątkę po być może nie żyjącej już żonie.
- Chcesz go wypróbować?- zapytała Mickey wstając na równe nogi i poklepując drzwi Pickupa, rzuciła mu kluczyki, a ten natychmiast złapał je i wstał.
- Jasne - uśmiechnął się. Mickey uśmiechnęła się i wzięła więcej mokrych chusteczek wycierając twarz, wiedziała, że była cała w smarze. Podeszła do zbrojowni. Wzięła desert eagle z najniższej półki i dwa pasujące magazynki. Przeładowała. Charakterystyczne kliknięcie zwróciło uwagę Patrica. Odwróciła się w jego stronę chowając pistolet do kabury. Patric spojrzał na nią pytającym wzrokiem kiedy otworzyła drzwi Pickupa dosiadając się do niego.
- Przezorny zawsze ubezpieczony. - odparła. Patric wzruszył ramionami z miną, która oznaczała, że przyznał jej racje. Ruszył do przodu, a gdy wyjechali z garażu stalowe drzwi automatycznie zamknęły się za nimi. Patric skręcił gwałtownie w lewo, kiedy zauważył, że znajdowali się w wyschniętym korycie rzeki. Kierownica dosłownie paliła mu się w dłoniach. Zauważył niestrome zbocze po, którym można było wjechać. Zapewne stworzone specjalnie po to, aby dostać się na główną drogę.
- A więc … Co robiłaś podczas apokalipsy? - zapytał. Mickey spojrzała na krzyżyk wiszący na lusterku. To był dosyć trudny temat. Zawsze gdy o tym opowiadała bała się, że ludzie odwrócą się od niej. Dlatego tak ceniła sobie słowa Mii. “Nieważne co zrobiłaś w tamtym życiu teraz jest teraz. Najważniejsze, aby trzymać się razem bo każde życie się liczy.”
- Byłam w więzieniu. - powiedziała.
- Odwiedzałaś kogoś? - zapytał nadal nie spuszczając wzrok z drogi. Mickey pokręciła głową.
- Zostałam skazana. - Patric ostro wszedł w zakręt po czym zahamował. Mickey wiedziała, że tak zareaguje. Popatrzyła na niego, był zszokowany, ale nie zły. Jego wargi nie drżały on po prostu zacisnął je i ruszył dalej.
- Za co? - dociekał się.
- Byłam saperem w wojsku, rodzinna tradycja. Podczas jednej z misji bomba wybuchła przedwcześnie, to nie był model jaki mi podano. Wybuchł zmiótł mnie do morza, ale ta blizna to jedyne co może świadczyć o tamtym wypadku. - Powiedziała podnosząc prawą rękę. Szrama wyglądała okropnie jakby ktoś oderwał jej rękę i pozszywał z powrotem. - Oskarżono mnie o krytyczne niepowodzenie misji. Prawie wywołałam wojnę między USA, a Brazylią. Została zdegradowana i skazana. To bardzo proste, zawsze trzeba znaleźć kozła ofiarnego.- Patric zmienił bieg. Skręcił między budynkami, a w każdy zakręt wkładał ogromne pokłady gniewu.
- To głupie. - powiedział w końcu gwałtownie zatrzymując się.
- Wiem - zachichotała klepiąc go po plecach kiedy położył głowę na kierownicy. Nie dowierzał w ludzką głupotę, a najbardziej w to, że ona po prostu się z tego śmiała. Jednak wtedy, gdy obrócił się w jej stronę, a ona nadal pokazywała szereg swoich białych zębów, zrozumiał, że zostawiła przeszłość za sobą, on też chciał to zrobić.
- A ty? - zapytała. Patric wyprostował się i zaczął bawić się obrączką. Powrócił umysłem do swoich wspomnień. Pamiętał jaki był szczęśliwy i zdenerwowany. Pamiętał jak bardzo wyczekiwał tego dnia.
- Moja żona właśnie zaczęła rodzić, tamtego dnia chciałem być przy niej, aż do końca. Czekaliśmy na to dziecko tak długo… To miał być chłopiec wybraliśmy już nawet imię. Elliot. Przyszła cała moja rodzina w tym Deene. I wtedy powiedziano mi, że poród jest bardzo skomplikowany i poproszono mnie o wyjście z sali. W tamtej chwili gdy po raz ostatni spojrzałem w jej oczy miałem wrażenie, że już nigdy więcej jej nie zobaczę, jej akcja serca zatrzymała się. I Wtedy gdy wyszedłem oni wszyscy, wszyscy dookoła mnie zaczęli się w to zmieniać, jedynie nie Deene. Chwyciłem ją i wbiegłem powrotem do mojej żony, ale ona już nie żyła. Nie zmieniła się w zombie zmarła jeszcze przed apokalipsą. A nad nią pochylał się jej lekarz i położna. Wiesz jakie to uczucie widzieć jak pożerają kogoś tak bliskiego? - Mickey zaniemówiła. Jakby wielka gula stanęła w jej gardle utrudniając mówienie. Patric dalej leżał na kierownicy, a jego brązowowłosa towarzyszka podkuliła nogi. Położyła swoją dłoń na jego plecach.
- Ja też kogoś straciłam. Kogoś kogo kochałam, to między innymi o jego śmierć mnie oskarżono, ale cieszę się, że zginął wtedy. Cieszę się, że nie zmienił się w zombie. Wtedy musiałabym go zabić. - Patric podniósł się znad kierownicy sprawiając, że dłoń Mickey przesunęła się na jego ramię.
- Deene nie miała tyle szczęścia. Byłem wtedy na służbie, więc miałem przy sobie pistolet, ale Dee miała tylko siekierę. Musiała nią zabić naszą matkę. - Ci ludzie tyle przeżyli. Co dzień uciekając nie odnalezieni przez hunterów. To były dwa lata ucieczki przed nocą i przeszłością. Patric odpalił silnik.
- W każdym razie dziękuję, że podzieliłaś się ze mną swoją przeszłością. To wiele dla mnie znaczy wiedząc, że dzisiaj ludzie to nie tylko zombie.
Mickey uśmiechnęła się jak na dźwięk jakiegoś dobrego żartu. Poklepała ramię Patrica zdając sobie sprawę, że dalej trzyma ją na jego ramieniu.
- Powinniśmy już wracać- powiedziała poprawiając kucyk. Przytaknął ruszając z piskiem opon.
- Coś się stało? - zapytała zaspana Ace wchodząc do kuchni w zamiarze zrobienia kubka gorącej kawy. Zobaczyła Mie leżącą na kanapie. Wyglądała na zamyśloną. Delikatnym i zdecydowanym ruchem czyściła ostrze katany. Mia zawsze była dosyć małomówna, ale kiedy już się odzywała naprawdę miała gadane i do tego te jej wrodzone zdolności przywódcze. Była stworzona do przewodzenia grupą.
- Dowódco dzwoniło. - powiedziała. Ace wyłączyła Express i odwróciła się powrotem w kierunku Mii. Popołudniowe słońce oświetliło jej twarz. Telefony od dowództwa nie w terminie raportów nie zwiastowały niczego dobrego i to właśnie dlatego Ace otuliła swój niebieski kubek dłońmi z niecierpliwością czekała na to co powie Mia.
- I co? - zapytała.
- Kazali nam opuścić Chicago, ale zostawić wskazówki dla prawdopodobnych ocalałych. Mamy jechać do schronu w góry i tam odeskortować Deene i Patrica. - Opuścić Chicago co? Nie robiła tego od półtora roku i pomimo tego nadal nie mogła nazwać tego miejsca swoim domem. Nie dopóki okna zabezpieczane są stalowymi roletami. To na pewno nie był jej dom.
- Potrzebują nas do czegoś jak mniemam- powiedziała Ace z przekonaniem w głosie. Mia kiwnęła głową po czym schowała miecz do pokrowca. Dopiero teraz gdy Mia położyła miecz na łóżku Ace zauważyła jeszcze trzy obok ułożone w równym rządku i jeden największy i najcięższy z mieczy Mii leżący tuż obok kanapy. Na mutantów, najgorsze przypadki, których nie spotykają zbyt często, fuzja kilku ciał. Pierwszy raz kiedy Ace zobaczyła mutanta zwymiotowała. Mia wyciągnęła miecz. Był w przeciwieństwie do innych mieczy ten był czarny, przez co krew nie odznaczała się zbytnio i Mia postanowiła wyczyścić tak, że jego. Przygotowywała się do wyjazdu.
- Zapewne tak. Nie mogą sobie pozwolić na straty w ludziach. Musimy pakować manatki i wyruszyć o świcie.- Ace zacisnęła palce na niebieski kubku.
- Gdzie jest Mickey? - zapytała. Mia spuściła wzrok na ostrze, które czyściła, było wręcz ogromne.
- Razem z Patriciem zostawiają wskazówki. - powiedziała. - Wiesz kody do drzwi kierunki, aby wiedzieli w, którą stronę mają się udać w razie czego. - Powiedziała dziwnym lekko przedrzeźniającym głosem. I wtedy Ace zrozumiała, że Mia przed chwilą cytowała swojego nauczyciela. Ona w przeciwieństwie do Mickey i do Ace była od zawsze związana z Hunterami. Urodziła się i wychowała pośród innych łowców. Ludzi przygotowanych na najgorsze. Niegdyś uważani za niereligijną sektę teraz za przywódców tego świata.
_________
CDN
Jeeest! Nowy rozdział :D W dodatku był długi, normalnie coś dla mnie :P Biedny Patric :-( Tak oskarżać go o coś, na co nie miało się wpływu :-( Zainteresowałaś mnie tak bardzo, że oczekuję już na kolejny rozdział *p* (wybacz ja tak mam, chce tylko więcej i więcej :P)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i życzę dużo weny! :D Bo akcja idzie coraz szybciej do przodu <3
Zaspokoję już za tydzień obiecuję i dziękuję za miłe słowa ;3
UsuńDziekuje kochana za dedykejszon ;*;* poza tym nie wiem za co mi dziekujesz, przeciez malo pomoglam ;P
OdpowiedzUsuńdobra teraz rozdzial: nuda, nuda i jeszcze raz nuda ;D ZARTUJE!! Wlasnie to mi sie w Twoich opowiadaniach najbardziej podoba, to ze nigdy nie sa nudne i zawsze sie cos dzieje ;D .. Oglaszam ze moja ulubienica jest Ace i znasz pewnie przyczyne tego ;D
Chce wiecej i wiecej chociaz tak na serio to nigdy nie bede miala dosc "czytania "Ciebie.. I wciaz bedzie mi mslo!!
Buzioleee ;***
Hahaha głupek to dzięki tobie wpadłam na ten pomysł! Zamiast mało przeczytałam masło ale ok mniejsza z tym xd Ciebie też zawsze będzie mi mało jeśli wiesz o co chodzi xd (bez skojarzeń zboczeńcu ty ;P) ;***
UsuńEjjj no nie wszystko mi sie kojarzy ;D
UsuńEkhm na gg o tym pogadamy xd ;3
UsuńAż mi głos zabrało gdy wyobraziłam sobie to, o czym mówił Patric. Na prawdę potrafisz człowieka doprowadzić do łez :).
OdpowiedzUsuńCzekam a kolejny rozdiał ;*
Dziękuję;* dostaniess go mam nadzieję za tydzień ;3
UsuńSiemka :D
OdpowiedzUsuńSłuchaj! Nie lubię spoilerować, dlatego dam ci link do stronki gdzie możesz ściągnąć tekst książki (tak wiem, nie ma to jak trzymanie tej książki w dłoniach i czytania byle gdzie xD) ale jak masz dużo czasu, to możesz czytać sobie na komputerze - ja tak zrobiłam z ostatnią częścią xD
Oto link:
http://chomikuj.pl/robinsonka/Ebook/Sagi*2c+trylogie*2c+serie/Flanagan+John+-+Zwiadowcy
Jest cała saga, więc możesz zacząć czytać :) Zarejestruj się na stronie i po prostu sobie ściągnij :) Miłego czytania! ^^
Dzięki ale wolę wersję papierową i tak już mam wystarczająco "zepsute" oczy wole nie powiększać wady więc myślę, że poczekam aż otworzą miejską i od razu zabiorę dwa tomy z wyprzedzeniem ;3, ale dzięki ;*
UsuńJasne nie ma sprawy :)
Usuń