piątek, 25 stycznia 2013

|15|


~Akasa i Nilam~

Patric spokojnie spokojnymi, pewnymi ruchami obracał kierownicę. Dostosowywał się do ruchów motoru Ace, który wraz z właścicielką zwinnie poruszał się obok nich. Ace jakby z nudów manewrowała raz eskortując ich prawą raz lewą stronę, czasem znikała mu z oczu za nimi, a czasem wyjeżdżała przed nich. Dowiedział się jednak od Mii siedzącej obok niego na przednim siedzeniu, że taki stan rzeczy jest rutynową eskortą. Ace była wyuczona, aby zabezpieczać każdą stronę wozu. Chociaż nie powiedziała, że nie czerpie przyjemności z narzucania Patricowi tak dużej prędkości. (Ale się zrymowało xd. Dop. Autorki)
- Właściwie dlaczego to ja musiałem z wami jechać? - zapytał - Wasza trójka by nie wystarczyła? - Mia odwróciła wzrok od holomapy, którą bawiła się niemal od początku podróży. Uśmiechnęła się. 
- Strach cię obleciał? - zapytała żartobliwie, a w tym samym momencie znalazł podobieństwo, między nią, a Mickey. 
- Po prostu się pytam - odparł spokojnie. Z doświadczenia, które nosiło imię Mickey wiedział, że nie powinien okazywać urazy to jeszcze bardziej nakręcało cała sprawę. Mia wzruszyła ramionami. 
- Fave miał swoją robotę, ale powiedział, że jesteś najlepszy ze swoich uczniów i nadasz się do tego. Po za tym - Uśmiechnęła się i stuknęła w logo na jego czarnej skórzanej, kurtce z takimi samymi ramionami jakie miał mundur Ace i Mii. - Nie nosiłbyś tego gdybyś nie był łowcą. Prawda? - zapytała z dumnym uśmiechem na ustach. Patric westchnął. 
- Rozumiem, że ma mnie rozpierać duma? - zapytał. 
- Dokładnie. - odparła Mia, która znów zaczęła grzebać w holomapie. 
- W końcu się przymknęliście. Nie dawaliście człowiekowi spać. - burknęła Mickey do tej pory cicho śpiąca na tylnych siedzeniach Jeepa. Teraz odwróciła się do nich plecami, próbując na powrót odciąć się od promieni słońca, rozmów i warkotu silnika czyli wszystkiego co mogło ją obudzić. Patric uśmiechnął się chytrze i sięgnął do konsoli. Włączył radio, a z głośników zaczęła sądzić się głośna muzyka. Zobaczył jak Mickey “wstaje” i przenosi na niego morderczy wzrok. 
- Co jest księżniczko? - zapytał Patric i wrócił do kierowania czekając na jej reakcję, nie musiał jednak czekać długo. 
- Patric… - warknęła, a bulgotanie, które wydobyło się z jej gardła przypominało dźwięki wydawane przez zombie. - … Zabije cię ty pieprzony… - już miała posłać mu wiązankę jakże przyjemnych słów kiedy dotarł do niej widok zza szyby. 
- Chicago! - niemal pisnęła dziewczyna patrząc na panoramę budynków. Ace pruła przed nimi także wyraźnie podniecona perspektywą powrotu do dawnej bazy, pod byle pratekstem. Rozpoznawała każdy budynek i wszystkie wiązała z jakąś “zabawną” sytuacją. Na przykład rozwalony dach jednego z wieżowców to sprawka testowania prototypu bomby na grupie zombie. Nie musiała chyba mówić, że bomba była udana. Ace, która przedtem zniknęła im z oczu teraz zawróciła się jadąc na jednym kole po czym z piskiem opon obróciła maszynę w dobrym kierunku. 
- Ace chyba też się cieszy. - zauważył Patric coraz silniej dociskając gaz. Mia uśmiechnęła się pod nosem i pokręciła przecząco głową, nie odezwała się jednak wracając do studiowania holomapy. Mickey westchnęła. Podniosła butelkę wody do ust i oparła łokieć o siedzenie Patrica. 
- Była na wjeździe do miasta daje nam znać, że niczego podejrzanego nie widziała. - odparła Mickey. 
- W tej części miasta może nie, ale mapa mówi co innego. Nigdy nie widziałam tak dużych skupisk tych trupów. - warknęła Mia przewijając holomapy do punktowego obrazu miasta. Tysiące czerwonych punkcików świeciły wśród siatki budynków. Większość było wyblakłych. - Co prawda większość znajduje się w kanałach, ale kryją się też w budynkach. - Dokończyła Mia z nietęgą miną. Szykowało się naprawdę dużo niekoniecznie przyjemnej walki. 
Mickey z powrotem usiadła na fotelach i wyjęła coś ze swojej sportowej torby. Skurzany pas pełen granatów, ładunków odłamkowych, trochę drutów, kombinerki, ostrzejszą i nowocześniejsza wysuwana wersja czerwonego oskarda oraz desert eagle i pasujące magazynki, innymi słowy wszystko czego Mickey potrzebowała do dobrej walki. 
- A nasi? - zapytała przeładowując magazynek. Mia przejechała palcem po mapie, a wtedy Mickey zamarła. To była prawda! Były ich tysiące! A ich była tylko szóstka w dodatku podobno jedna osoba z tamtej grupy była ranna! 
Tysiące czerwonych punktów błyszczały złowrogo na błękitnej holomapie, po plecach Mickey przeszedł dreszcz. Po raz pierwszy mając cały swój arsenał zaczęła się bać, że to nie wystarczy. Była pewna, że w mieście jest kilkanaście jej bomb, być może to trochę pomoże, trzeba będzie wyprowadzić działka i co najważniejsze -odwrócić uwagę zombie. Tylko jak to zrobić? W głowie Mickey zaczął rodzić się kolejny misterny plan. Miała nadzieję, że jak ostatnim razem przez te bałwanie łby ich wysiłki nie pójdą na marne. 
- Wygląda na to, że są w naszej kryjówce. - oznajmiła ze spokojem Mia. Mickey odetchnęła. O tyle dobrze. Gdyby okazało się, że znajdują się gdzieś indziej musieliby wytracić większość amunicji na samo przeniesienie ich tam. W ich kryjówce znajdował się bowiem każdy system dowodzenia, to z niego mogły kontrolować bomby i działka. 
- Powiedź Ace żeby się tam kierowała. - skierowała swoją wypowiedź do Mii, która pokiwała głową i obróciła się lekko, aby przekazać rozkazy dla rudowłosej motocyklistki. - Ty też Patric, jedź za Ace i pod żadnym pozorem się nie zatrzymuj! Może i jest dzień, ale te cholerne trupy korzystają z każdego skrawka cienia, a tu jest go pod dostatkiem! - powiedziała przejęta Mickey, a Patric pokiwał głową. Pierwszy raz widział ją tak skoncentrowaną i zdeterminowaną. Mia już dawno mówiła mu, że Mickey ma głowę do planów, ale jakoś do tej pory nie chciało mu się w to wierzyć. 

- Już lepiej, Akasa? - Kojący głos dotarł do jej uszu, a niebieskooka mimowolnie odwróciła się. Dobrze znała ten głos, jak nic innego na świecie, zaprzątał każdą, jej myśl każde jej wspomnienie, a było ich przecież tak mało. Na usta Akasy wszedł uśmiech kiedy zobaczyła, że stoi przed nią wysoki ,krzepki blondyn w skórzanej czarno-białej kurtce na, której piersi widniał biały łuk z naciągniętą na cięciwę strzałą. Niemal identyczny jak ten stojący obok jej łóżka, stalowy łuk refleksyjny składany z nałożoną cięciwą, a obok niego czarny skórzany kołczan z zaledwie pięcioma z dwóch tuzinów strzał. Pewnie tkwiły gdzieś w głowach dziewiętnastu trupów. Akasa była znamienitą łuczniczką, a kiedy cele były niekiedy tak wolne jakby stały proporcje były proste - 1:1, jedna strzała jeden łeb. Zielonooki chłopak o śniadej cerze i włoskich rysach twarzy przykucnął obok łóżka Akasy trzymając jej kruchą dłoń. Na jej serdecznym palcu widniała prosta matowa obrączka, identyczna jak jego. 
- Zmartwiony Nilam? Tego jeszcze nie widziałam. - powiedziała żartobliwie. Nilam uśmiechnął się, jak zwykle pokazywało się to jak różne mieli natury, on nigdy nie potrafiłby mówić kiedy jego noga zostałaby rozszarpana przez szczątki zębów i szponów jakiegoś trupa. 
- Dobra masz mnie, martwię się. - Uśmiechnął się, kiedy udzielił mu się jej zadziwiająco dobry humor. Usiadł koło niej i objął ją ramieniem w talii. 
- To chyba dobrze prawda? Po prostu jesteś dla mnie wszystkim - zapytał wolną dłonią zgarniając z jej twarzy czarną sterczącą na wszystkie strony grzywkę. Dziewczyna uśmiechnęła się zadzierając głowę do góry i wbijając w niego spojrzenie dużych błękitnych oczu. 
- Ty dla mnie też. - Odparła wtulając się w jego pierś. Wyrażenie “jesteś dla mnie wszystkim” miało dla Akasy inne znaczenie niż dla Nilama. Nilam poznany przez Akasę niecałe dwa lata temu był i jej przeszłością i przyszłością, bo przed Nilamem Akasa nie miała nic …tylko jedną wielką ciemną lukę. 
Usłyszeli coś na kształt huku jakby ktoś otwierał ciężkie garażowe drzwi. Po chwili dotarło do nich, że tak właśnie było. Nilam natychmiast odskoczył od Akasy i gestem ręki kazał dziewczynie zostać w łóżku. Wyjął pistolet i zaczął skradać się po schodach. Nilam posiadał bardzo dużą wprawę w bezszelestnym poruszaniu się, Akasa nie czuła więc zdenerwowania kiedy nie słyszała jego kroków na schodach prowadzących do garażu. Wiedziała bowiem, że jeżeli go nie słyszała wszystko było w porządku, problem pojawiłby się wtedy kiedy wydałby z siebie jaki kol wiek dźwięk. 

Mieli szczęście, cholerne szczęście! Nie napotkali żadnej większej grupy trupów, a nawet jeżeli to Ace narzucała Patricowi takie tempo, że były to dla niego tylko zgniłe rozmyte plamki. Panika Mickey okazała się niepotrzebna bo kiedy wjechali w wyschnięte koryto rzeki żaden zombie nawet nie myślał o tym aby się za nimi przypałętać. Ace zatrzymała się przy garażu wzniecając w powietrze tuman kurzu. Patric zrobił to samo, bardzo dobrze pamiętał drzwi do garażu. Wszyscy po kolei wysiedli z samochodu. Ace stała już przy drzwiach garażu z uniesioną bronią, nie wiedzieli co mogli zastać w środku. Mickey szturchnęła Patrica w ramię wyjmując pistolet z kabury. Najpierw na twarzy mężczyzny pojawił się cierpki grymas. Wzruszył jednak ramionami i podszedł do garażowych drzwi. Poczekał, aż każda z dziewczyn ustawi się na swoich pozycjach. Ace przytuliła się do ściany po lewej stronie, Mickey stanęła po lewej, a Mia kryła jego tyły. Patric uniósł lekko garażowe drzwi, a stawy w jego lewej ręce spięły się aż nadto powodując, że chłopak wypuścił metalową rączkę z dłoni. Mickey popatrzyła na niego karcąco, huk jaki wydały drzwi był niemal ogłuszający. Patric tylko burknął coś w stylu “no sory, sory” i znów zabrał się za otwieranie drzwi. Tym razem poszło gładko. Pamiętał bowiem, aby przenieść cały ciężar na swoje łydki, a nie ramiona. Podniósł drzwi na taką wysokość jaką mógł i skinął na swoje “partnerki”, aby te jak najszybciej mogły przedostały się na drugą stronę garażu. 
- Swoi? - usłyszeli nieznany męski głos dobiegający ze strony schodów. Tak więc jak na wznak wszyscy obrócili się w tą stronę z uniesionymi lufami pistoletów. Odetchnęli z ulgą kiedy zobaczyli blondyna z czarną czapką naciągniętą na czubek głowy w czarnych butach na lekkiej podeszwie i skórzanej kurtce łowców. Ace pokiwała głową. 
- Zostaliśmy przysłani jako wsparcie. - potwierdziła, a Nilam kiwnął głową. Usłyszeli głośne chrząknięcie Patrica, który nadal trzymał ciężkie drzwi gdyby je teraz puścił mógłby się nie wydostać z ich żelaznego uścisku. Mickey podbiegła do ściany i nacisnęła przycisk na kontrolce, a drzwi uniosły się do góry dając wytchnienie obolałym od niesionego ciężaru ramionom Patrica. Chłopak natychmiast opadł do parteru i rozmasował obolałe barki. Mickey pochyliła się nad nim i wyciągnęła ku niemu dłoń. Na jej ustach widniał niezręczny uśmiech. 
- Sorka Patric. - powiedziała i ruchem dłoni zachęciła go do wstania. Burknął coś pod nosem i pochwycił jej dłoń, a ta pochylając się do tyłu pomogła mu wstać. 
- Dzięki Mickey. - powiedział kolejny raz rozmasowując ramiona. 
Teraz wszyscy skupili swoje oczy na chłopaku stojącym na schodach. 
- Nilam Mirror, cieszę się, że w końcu kogoś przesłali moja żona została ranna, a nam kończą się leki. - powiedział. Jego głos był naprawdę zmartwiany, cóż Patric nie był zdziwiony wiedział co się czuje kiedy zagrożone jest bezpieczeństwo własnej żony, nie raz to czuł. 
- Jestem Patric Dagger, to Mickey Brosa, Mia Hunt no i… 
- Aceleve, ale możesz mówić mi Ace. - uśmiechnęła się Ace, która stała tuż przy schodach. Skarciła Patrica wzrokiem. No tak zupełnie zapomniał. Nikt nie mógł znać nazwiska Ace, wszyscy zaczęliby kojarzyć ją z jej matką, niegdyś pracującą dla Event. Niektórzy mogli nawet oskarżyć ją o rozprzestrzenienie wirusa. Znów przeniosła wzrok na Nilama. 
- Może zaprowadzisz nas do swojej żony? Musimy się też rozejrzeć jeżeli chcemy dostać się do uczelni. - Powiedziała Ace, w końcu nie ratowanie żony Nilama było ich priorytetem, a właśnie dostanie się na uczelnie. Nilam skinął głową. 
- Jasne. Jednak wątpię, żeby wam się to udało nie wiem dlaczego, ale zrobiły z uczelni swoją “bazę”, aż się tam od nich roi. - zaczął Nilam kiedy powoli wspinali się po schodach. Ace zauważyła, że Nilam nie wydawał przy tym żadnego dźwięku, poruszał się niemal bezszelestnie, przydatna umiejętność kiedy najmniejszy dźwięk potrafi zwabić do siebie trupy. 
- Poradzimy sobie, uwierz mi Mickey zawsze ma jakiś plan. - Odparła Ace żartobliwie wskazując na swoją towarzyszkę idącą na tyłach i nie myliła się w głowie Mickey już podczas podróży zrodził się kolejny wybitny plan. 
Uszy Ace zarejestrowały nowy dźwięk, naciąganie cięciwy i szeleszczenie, kiedy metal starł się z metalem. Odwróciła głowę w stronę dźwięku. Po ich prawej stronie o ścianę sypialni opierała się dziewczyna. Była zgrabna i wysoka, wyglądała także na krzepką. Miała czarne zmierzwione włosy, a błękitne oczy wbijały w sylwetkę Ace wzrok pełen ulgi, nieme podziękowanie. Ubrana była w czarne szorty i białą bluzkę na ramiączkach. Jej łydka została starannie obandażowana, a przez materiał nie przesiąkała krew, najwyraźniej rana zamknęła się, a i tak aż nadto dokuczała kobiecie. Starała się ona bowiem przenosić na nią jak najmniejszy nacisk. W dłoniach trzymała mosiężny stalowy łuk, który pomimo swojej wielkości wyglądał na lekki. Na cięciwę nałożyła stalową strzałę z idealnie naostrzonym grotem, drugą trzymała w pogotowiu, między palcami. Wyglądało na to, że tak wytrawna łuczniczka jak ona potrafi wystrzelić dwie strzały w ciągu kilku sekund. Jej spojrzenie powędrowało na Nilama i w tym samym momencie opuściła łuk i rozluźniła cięciwę. 
- Miałaś zostać w łóżku Akasa. - Nilam podszedł do niej niemal natychmiast. Dziewczyna uśmiechnęła się cierpko kiedy mężczyzna podniósł ją i zaczął nieść na rękach z powrotem do sypialni. Dziewczyna lekko wychyliła się uważając, żeby głową nie wpaść na framugę drzwi. Przywitała się z wszystkimi swoim ciepłym i zmęczonym uśmiechem. Nilam ułożył kobietę na łóżko odkładając łuk i strzały na bok. 
- To twoja żona? - zapytał Patric wchodzący do tego pomieszczenia nie po raz pierwszy, uderzyła go fala wspomnień, którą natychmiast stłumił wracając do rzeczywistości. Dziewczyna pokiwała głową opierając plecy o poduszkę. 
- Mam na imię Akasa. - przedstawiła się dziewczyna, a inni poszli w ślad za nią. 
- Nilam, zostało jeszcze coś do picia? - zapytała Akasa z nadzieją. Była spragniona, od kilku godzin nie miała wody w ustach. Nilam jednak pokręcił przecząco głową i pogładził Akasę po włosach. Mia skrzywiła się. Ściągnęła plecak z ramion i wygrzebała z niej butelkowaną wodę. Rzuciła ją w kierunku Akasy, która natychmiast ją złapała i posłała wdzięczny uśmiech pannie Hunt. Sytuacja wydawała się niezręczna, w pierwszej chwili wahali się. Mieli tak od razu przejść do konkretów? 
- Więc czy uniwersytet jest naprawdę tak oblężony jak mówi Nilam? - zapytała Mickey rozsiadając się na łóżku, które przez dwa lata było jej własnym posłaniem. Posłała Akasie pytające spojrzenie. 
- Obawiam się, że tak, to po prostu świt żywych trupów. W dodatku kręcą się jeszcze po mieście i to w sporych grupach. - Powiedziała niezbyt zadowolonym głosem. Mickey skrzywiła się. 
- A wasze zapasy? - zapytała Mia. Teraz kiedy zobaczyła w jakim stanie jest Akasa zaczęła się martwić o zdrowie nowopoznanej łowczyni. Akasa spuściła głowę. 
- Mamy jeszcze trochę jedzenia, ale wykorzystaliśmy całą wodę. - stwierdziła zaciskając palce na zimnej plastikowej butelce. Ace i Mia wymieniły spojrzenia wiedziały, że ich priorytetem teraz powinna być żywność i woda, a nie uniwersytet. 
- W takim razie chodźmy po zapasy. - odezwała się Mickey przeciągając się na wygodnym łóżku. Nilam i Akasa spojrzeli na nią zdziwieni. 
- Oszalałaś?! Rozszarpią nas! - Z gardła Nilama wydobył się krzyk. Miał rację, to jak porywać się z motyką na słońce, w końcu za oknami czekały na nich tysiące trupów. Mickey jednak uśmiechnęła się. Wstała z łóżka i podeszła do pustej ściany uruchomiła pomarańczową Cyber-siatkę i przyłożyła ją do ściany, a na niej natychmiast pojawił się holograficzny obraz. Mapa Chicago. 
- Pozwól, że wyjaśnię. - Ace uśmiechnęła się triumfalnie krzyżując ramiona na piersi. 
- A nie mówiłam, że ona zawsze ma jakiś plan? - mruknęła w kierunku Nilama. Mężczyzna uśmiechnął się. 
- Zamieniam się w słuch. - Mickey obróciła się w kierunku mapy i wskazała na liczne zielone punkty na mapie. 
- To są wyrzutnie ładunków. Zainstalowałam je rok temu. Mogą zmieniać ładunki za życzenie, są wśród nich ładunki hukowe, innymi słowy kiedy kierujemy się tutaj… - wskazała na skrzyżowanie na mapie- a zombie są tutaj. - Wskazała na skrzyżowanie na prawo od tego na którym rzekomo się znajdowali. - To jeżeli uruchomimy tą bombę. - wskazała na zielony punkt na ulicę prowadzącą do skrzyżowania na, którym znajdowały się zombie. - Zwrócimy ich uwagę i przejdziemy niezauważeni. Tak samo mogą działać megafony lub dzwonnice kościelne. Taki sposób poruszania się zapewni nam całkowite bezpieczeństwo, jasne? - I w tym właśnie momencie nikt nawet Patric nie wątpił już w błyskotliwość Mickey. 

~*~

Jest! W końcu no nie wierzę, mój kompletny brak weny w końcu sobie poszedł! Co nie oznacza, że moja wena mnie rozpiera xd chciałabym, ale cóż wraca i jest coraz lepiej :3 W życiu nie chciałabym porzucić tej historii więc jeżeli dopadnie mnie brak weny rozdział będzie się pojawiał raz na 2 tyg. to chyba rozsądne z uwagi na to, że mam ich trochę w zapasie, ale to i tak za mało :/ Dobra mam nadzieję, że ten rozdział i pomysł na wątek nie jest koszmarny bo trochę go pociągnę, no i oczywiście co jakiś czas będzie pojawiał się Maroon :D Więc czekajcie następny rozdział mam nadzieję w przyszły piątek :D Wesołego weekendu : *
__________

CDN

4 komentarze:

  1. Rozdział ciekawy ;)) Wątek też mi się podoba ;> Liczę na trochę akcji w kolejnej notce ;**
    Z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział ;*

    OdpowiedzUsuń
  2. Dodaj szybko kolejny rozdział :D

    Zapraszma też do mnie
    http://wish-you-were-here1.blogspot.com/
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  3. No ja juz chce Maroona i Ace ale w koncu moje modly zostana wysluchane, tego jestem pewna :D
    Mam nadzieje ze wena dopadnie Cie ze zdwojona sila i jednak bedziesz dodawac rozdzialy w kazdy piatek (nie obtazilabym sie gdyby byly czesciej)
    I nie waz mi sie usmiercac Akasy ani Nilama bo......
    Czekam na wiecej ;*** buzioleee

    OdpowiedzUsuń