piątek, 16 listopada 2012

|7|


~Clare~

- Gdzie idziemy? - jej dziewczęcy głos rozniósł się dookoła. Maroon zakrywał oczy szesnastoletniej już wtedy Ace. Dziewczyna bardzo przypominała 21 letnią Ace, była jednak niższa i miała mniej kobiecą figurę. Nie miała tak, że białego szalika przewieszonego przez szyję. Maroon ubrany w czerwoną bluzę, biały T-shirt, zielone trampki i czarne spodnie do kolan pchał Ace przed siebie. Rudowłosa śmiała się i wyciągając dłonie przed siebie usiłowałowała coś wymacać. Jednak do tej pory nie natknęła się na nic. Nagle jej czerwone trampki natknęły się na schody i dziewczyna instynktownie podniosła nogę do góry. Zaśmiała się po raz kolejny. Nie widziała nic przez chustkę, która zasłaniała jej oczy. Dzięki temu niespodzianka, którą przygotował dla niej Maroon miała utrzymać tajemniczość. W końcu to były jej szesnaste urodziny i pomimo tego, że miał już dziewiętnaście lat to nadal nie chciał się przyznać do tego co czuł w stosunku do Ace. Myślał, że to magiczne miejsce, które znalazł i ta magiczna pora pomogą mu w końcu wyznać jej uczucia i z godnością przyjąć ewentualną odmowę. Aceleve była dla Maroona wszystkim. Przyjaciółką, opiekunem, jego szczęściem i uśmiechem. Była wszystkim co dobre w jego życiu. Nawet nie chciał myśleć o tym jak potoczyłoby się jego życie gdyby jej nie poznał. W pewnym momencie Maroon zatrzymał Ace przez delikatne szarpnięcie za jej ramiona.
- Jesteśmy już na miejscu? - zapytała w tym samym momencie.
- Za chwilę - odparł i przyrzucił ramię przez obojczyk Ace, pchnął drzwi, a rudowłosą uderzyła fala świeżego chłodnego powietrza. Usłyszała dźwięki samochodów, ale zagłuszył je mocno wiejący wiatr. Byli na zewnątrz. Tylko tyle mogła stwierdzić Ace. I pomimo tego, że był sierpień powietrze było dosyć chłodne i Ace ubrana w cienki podkoszulek zaczęła drżeć.
- Jeszcze tylko trochę. - powiedział i lekko pchnął ja do przodu.
- Ej to przestaje być śmieszne. - Powiedziała nadymając policzki i zakładając ręce na piersi, ale nadal nie przestawała iść.
- Zobaczysz, że będzie warto tyle łazić. - zaśmiał się brunet i pchnął Ace dalej. Dziewczyna usłyszała szum liści co przekonało ją, że musieli znajdować się w parku. Nawet nie wiedziała jak bardzo się myliła. Maroon zatrzymał się i wziął głęboki oddech jakby przygotowywał się do czegoś. Zdjął chustę z oczu dziewczyny. Przed Ace ukazał się zupełnie inny krajobraz niż ten, którego się spodziewała.
Byli na dachu jednego z najwyższych wieżowców w Waszyngtonie, a konkretnie na poziomie widokowym. Był to najpiękniejszy poziom  w całym budynku. Dosyć duży i rozciągał się wokół całego budynku. W wielu miejscach wśród metalu posadzona była trawa oraz kwiaty, nawet drzewa zapuszczały tutaj swe korzenie. Ace wstrzymała oddech gdy zobaczyła widok przed sobą. Waszyngton nocą wyglądał jak mozaika różnokolorowych świateł na tle kruczoczarnego nieba. Był po prostu piękny. Maroon ułożył koc na jednym z miejsc z trawą, a na niej postawił koszyk. Musiał to zrobić wcześniej, bo kiedy tu weszli koc był już rozłożony. Ace nadal zdumiona widokiem jaki miała przed sobą stała w bezruchu wpatrując się w dal. Widząc to Maroon uśmiechnął się i przytulił Ace od tyłu. Dziewczyna spłonęła rumieńcem.
- Wszystkiego najlepszego Aceleve!- powiedział pełnym rozradowania głosem. Ace tylko uśmiechnęła się i zacisnęła dłonie na jego przedramieniu. Nie odezwała się nawet słowem. Jej oczy cały czas błądziły po światłach, które delikatnie mrugały wśród ciemności nocy. Powietrze było świeże, a to jeszcze bardziej uspokajało rudowłosą. Dotyk Maroona rozpalał w niej żar. Dziwnie jej było nawet tak o tym myśleć. Jednak nawet najdrobniejszy dotyk Maroona sprawiał, że jej policzki automatycznie stawały się czerwone i miała wrażenie, że jej serce bije co najmniej 2 tysiące razy na sekundę. To dlatego, każdy przebywający z Ace i Maroonem wiedział, że Ace jest zakochana w chłopaku. Dziewczyna jednak nie umiała utrzymać tak ciepłych uczuć na wodzy po prostu nie potrafiła. Największą przeszkodą, dla której Ace powstrzymywała się od wyznania brunetowi swoich uczuć była różnica wieku między nią, a chłopakiem. Były to aż trzy lata.
Nagle Maroon wyrwał ją z zamyślenia podnosząc do góry i kładąc w ramionach. Dziewczyna zdziwiona spojrzała na Maroona. Uśmiechał się niosąc dziewczynę w kierunku koca.
- Co jest księżniczko? - z jego ust padło retoryczne pytanie.
- Księżniczko? Czuj się zaszczycony, że możesz nieść jej królewską mość. - odparła kąśliwie.
- Ależ oczywiście że jestem. - powiedział stawiając ją z powrotem na ziemi. Wyczuła, kiedy jej trampki opadły na czerwono-biały koc w kratę. Cały czas zadzierała głowę wpatrując się w oczy Maroona przenikliwym spojrzeniem. On za to był nieco zmieszany całą sytuacją. Wzrok Ace wywierał na nim presję, pomimo tego, że dziewczyna nic nie mówiła on nadal czuł, że wręcz zmuszała go do powiedzenia kilku naprawdę znaczących słów. Po chwili Maroon odwrócił wzrok tym samym krzyżując plany rudowłosej. Chłopak sięgnął do koszyka, a dziewczyna zrezygnowana opadła na koc. Znów spojrzała na miasto i westchnęła.
- No już, już księżniczko- uśmiechnął się i położył dłoń na ramieniu Ace jednak ta nadal udawała obrażoną. Brunet uśmiechnął się i pomachał czerwoną paczką cukierków. - Cukierka wasza królewska mość? - zapytał. Ace spojrzała na niego kątem oka.
Miała wrażenie, że nagle coś w niej pękło. Ta bariera powściągliwości, którą utrzymywała Ace nagle rozkruszyła się. Dziewczyna przyciągnęła Maroona do siebie sprawiając, że różnokolorowe cukierki rozsypały się dookoła jednak to ich nie obchodziło. Całowali się bez pamięci. Uczucia, które kumulowały się w nich tyle lat zostały nagle wypuszczone.

         Dłonie Ace zadrżały. Nagle jej mięśnie odmówiły posłuszeństwa i koszyk wraz z paczką poleciały na podłogę. Biała posadzka wypełniła się tęczowymi cukierkami. Ace załkała. Po jej policzkach pociekły łzy tłumiące jej oddech. Dziewczyna skuliła się i zakryła usta, aby nie wydobył się z nich pełen cierpienia jęk. Zacisnęła powieki starając się powstrzymać bezustanny potok łez. Teraz bardziej niż wcześniej potrzebowała Maroona. Dlaczego nie potrafiła się uwolnić od miłości do niego? Dlaczego nie potrafiła dać mu odejść? Dlaczego… nie potrafiła po prostu się z tym pogodzić? Mickey i Mia do tej pory dodawały jej otuchy. Sprawiały, że Ace była silna zapominając o wspomnieniach. Jednak teraz gdy brakowało jej podpory w postaci przyjaciółek Ace czuła jak powoli spada. Nie było wokół niej ludzi dla, których chciała żyć. Po drugiej stronie był jednak Maroon. Czekał na nią i Ace po raz pierwszy od dwóch lat pomyślała o pociągnięciu za spust kiedy lufa przyłożona była do jej głowy. Była samolubna, słaba i bezużyteczna… Stała się typem kobiety, której najbardziej nienawidziła…
         I wtedy kiedy Ace kucała między alejkami otoczona mozaiką kolorowych cukierków pojawił się Mark. Był zdyszany i nieco przerażony. Kiedy usłyszał głośny stukot pomyślał, że coś mogło się stać. Jednak kiedy zobaczył płaczącą Ace odetchnął z ulgą i nadal z ciężkim oddechem podszedł do dziewczyny i przykucnął przy niej.
- Co się stało dziecko?- zapytał. Ace ukryła usta w białym szaliku.
- Nikogo nie mam… Ja… - Mark szerzej otworzył oczy i położył dłoń na ramieniu dziewczyny. Dobrze znał ten ton, jednak bardzo bliska osoba mu osoba często to powtarzała. Był świadkiem tego do czego to doprowadziło, nie chciał, aby to przydarzyło się także rudowłosej. Poczuł obowiązek pocieszenia Ace.
- Nie mów tak dziecko… - Ace podniosła na niego oczy. Duże akwamarynowe tęczówki wbiły wzrok w zdezorientowanego mężczyznę. Kiedy napotkała jego wzrok po prostu odwróciła głowę patrząc na kolorowe cukierki.
- On tam jest czeka na mnie, wiem to… ja … - Ace przerwała w połowie zdania i wzięła jeden z cukierków do ręki. W jej umyśle zagościło nagle tyle uczuć, smutek, euforia, tęsknota. Jej wargi paliły domagając się jego warg podobnie jak jej uszy domagały się jego głosu, a jej oczy zieleni jego tęczówek. Całe ciało Ace domagało się Maroona, chociaż wiedziało, że już nigdy nie będzie mogła go mieć. I przez dwa lata starała się z tym pogodzić. Starała się puścić w niepamięć każde wspomnienie. Jakby próbowała je wszystkie usunąć, ale za każdym razem wyskakiwał jakiś błąd. Ace wiedziała, że Maroon zostanie na zawsze w jej wspomnieniach jednak chciała, aby te wspomnienia wywoływały na jej twarzy uśmiech, a  nie łzy. Chciała zapamiętać Maroona jako człowieka, który nauczył ją kochać i pozwolił jej pokochać kogoś innego. Na razie był jednak niczym kotwica, która ciągnęła dziewczynę na dno- ku śmierci.
- Tak bardzo za nim tęsknię… - dokończyła w końcu znów stając się bezużyteczną beksą, przynajmniej tak w tej chwili siebie postrzegała. Mark spuścił wzrok. Wiedział, że tęsknota za ukochaną osobą jest bolesna tak cholernie bolesna… Poczucie, że ta osoba nie powróci było jeszcze gorsze. Jedynym wyjściem jest jedynie pogodzenie się ze śmiercią tej osoby, a to jest naprawdę trudne gdy drugiej równie ważnej osoby nie ma obok ciebie… Mark przytulił więc Ace do siebie i pozwolił jej płakać na swoim ramieniu. On miał Lorett, aby przejść przez to piekło… Ona nie miała nikogo…
- Moja córka miała na imię Clare… - wydusił z siebie i usłyszał jak Ace delikatnie pociąga nosem nad jego uchem i zaczyna nasłuchiwać. - Kiedy miała 16 lat była prześladowana w szkole. Jej chłopak i przyjaciółka umarli na jakąś nową nieuleczalną i rzadką odmianę grypy. Ona… popełniła samobójstwo… - Ace otworzyła usta aby coś powiedzieć. Mark utożsamiał Ace z Clare. Jego własna córka była właśnie w takiej sytuacji w jakiej właśnie teraz znajdowała się Ace. Nie mógł pomóc Clare, dla niej było za późno, ale teraz Mark mógł ocalić Ace. Mógł wyciągnąć ją z tej bezdennej pustki. Nie miał zamiaru pozwolić jej się zabić.
- Posłuchaj chcę, żebyś wiedziała, że twoi bliscy będą cierpieć tak jak ty teraz… wiem, że nie chcesz ich narazić na takie cierpienie… - Mark lekko się zakołysał. Raz w lewo, raz w prawo. Jakby próbował uśpić Ace, którą trzymał w ramionach niczym w ciepłej kołysce. Oślepiające światło jarzeniówek padało na nich, a dźwięk jaki wydawały żarówki był jedynym co prócz ciężkiego oddechu Ace wypełniało halę. W myślach Ace pojawiły się obrazy, wyobrażenia cierpiących przyjaciółek. Doświadczała właśnie tego samego cierpienia jakie przeżyją one kiedy Ace zdecyduje się na samobójstwo…
- A on? - zapytała cicho. Jej umysł nadal zaprzątały myśli o zmarłym ukochanym, których ni jak nie mogła się wyzbyć.
- Jestem pewny, że on będzie cierpiał najbardziej ze wszystkich. Co byś czuła gdyby ktoś kogo kochasz zginął z twojej winy Ace? Jestem pewna, że jeżeli cię kocha to poczeka na twoją prawdziwą śmierć… - zawahał się na chwilę- Eh… nie zabrzmiało to dobrze…-  Ace zachichotała cicho. Ojcowskie ciepło jakim otoczył ją Mark wywołało uśmiech na jej twarzy kiedy dziewczyna chwilę temu nawet nie myślała o tym aby się uśmiechać. Zamknęła oczy i wsłuchała się z bicie serca mężczyznt. Pogładził ją po ramieniu i znów zaczął kołysać się raz na lewo raz na prawo… Cieszył się, że Ace zrozumiała, cieszył się, że udało się mu przekonać ją aby zmieniła zdanie, ponieważ kiedy patrzył na Ace zasypiającą w jego ramionach widział nikogo innego jak tylko swoją najukochańszą Clare.

         Zmrużył oczy kiedy mocny wiatr zawiał prosto w jego twarz. Poczuł przyjemny chłód na policzkach i uśmiechnął się nieznacznie. Wiatr sprawił, że kosmyki jego białych jak śnieg włosów zatańczyły, a wraz z nim jego czarny szalik. Słońce powoli chyliło się ku zachodowi. Niebo przybrało pomarańczowy kolor, a powietrze stawało się coraz chłodniejsze i po kilku minutach po jego oddechu w powietrzu pozostawała biała mgiełka, którą szybko zabierał ze sobą wiatr. Z westchnieniem oparł podbródek o metalową poręcz balkonu. Kolejny dzień przemijał bez pamiętnie. Patrzył na panoramę Savanny jednak kolejne miasto duchów nie robiło na nim większego wrażenia. Było po prostu puste i nie było w nim niczego czego szukał, a raczej nikogo. Odwrócił się tyłem do miasta i spojrzał przed siebie na zniszczone mieszkanie po, którym pałętał się jego towarzysz. Mężczyzna o białych włosach ubrany od góry do dołu w czerń nerwowo chodził po mieszkaniu rozglądając się dookoła. W końcu odwrócił się w stronę swojego towarzysza, a ich oczy spotkały się.
- Jedziemy? - zapytał przystając na chwilę w bezruchu. Chłopak stojący na balkonie najpierw spuścił głowę w zamyśleniu, a następnie pokiwał nią nieznacznie. Był zawiedziony i to było naprawdę widoczne i według jego towarzysza uzasadnione. Mężczyzna, który do tej pory stał w mieszkaniu stanął w wejściu na balkon i opierając się o framugę drzwi posłał swojemu koledze współczujące spojrzenie.
- Hej jestem pewien, że w końcu ją znajdziemy, nie załamuj się stary. - mężczyzna uśmiechnął się, a drugi odpowiedział mu tym samym. Poprawił szalik i wziął głęboki wdech jakby spadająca temperatura zaczęła mu doskwierać. Jego wzrok kątem oka padł najpierw na dół gdzie stały dwa czarne motory własność jego i jego towarzysza. Późnej znów na panoramę Savanny.
- Wiem, jesteśmy już blisko… czuję to.
~*~
No i za nami kolejny siódmy już rozdział. Rany wena mnie nie opuszcza i bardzo się z tego cieszę mam nadzieję, że wy też miśki ;* A pro po miśki to sposób w jaki żegnam się z kumplami na skype i zagadka rozwiązana ^^

__________

CDN

5 komentarzy:

  1. Ajajajajaj nareszcie!!
    No i pojawilo sie wspomnienie z Maroonem :D kocham tego goscia!!

    Dostaniesz teraz mdlosci ale znowu musze Ci poslodzic, cudownie to wszystko ujelas, wspomnienia z Clare, wspomnienia z (moim) Maroonem, tajemniczy bialowlosy mezczyzna w czarnym szaliku ktory jest moim idolem!!!! To wszystko laczysz tak idealnie, zazdroszcze Ci tego, ale za to Cie wlasnie lofff, za emocje!!
    No dobra bo sie rozpisalam ;D chce wiecej i czekam na akcje z moim ciachem jeee ;D buziaaaa ;***

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak ty słodzisz to nie potrzebuje wiadra :] Wiem, że Maroon jest twoim idolem wiem wiem moim też no i Taylor oczywiście bo jak nie można lubić tego przystojniaka ;3 Tak po za tym nie dorównuje ci w dialogach, które są po prostu perfekcyjne ;*

      Usuń
    2. Taaaa jasne.. chciałaś chyba napisać że ja nie dorównuje Ci w dialogach.. tak to powinno być :D:D:D:D

      Usuń
  2. Mam wrażenie, że ten tajemniczy mężczyzna, którego opisałaś pod koniec rozdziału, to Maroon :) Jeśli tak, to nie mogę się doczekać kiedy spotka Ace ^^
    Jak zwykle rozdział wyszedł Ci perfekcyjnie ;*
    Czekam na kolejną notkę!;) ♥

    OdpowiedzUsuń
  3. *pada na twarz przed autorką*
    Pani, wybacz mi! Nie odwiedzałam twojego bloga, przyznaję się bez bicia... Trochę ich za dużo ich mam do czytania i nie wyrabiam xD
    Nadrobiłam zaległości i aż jestem zaskoczona tym obrotem sprawy! Doskonale to opisujesz, aż ci zazdroszczę :D
    No to do zobaczenia! :*

    OdpowiedzUsuń