~Poczucie winy~
Z lekkim opóźnieniem ale jest :D
- Więc jak to zrobimy? - zapytał Nilam spoglądając na Mickey, już wcześniej zdążył się przekonać, że jest mistrzem planowania.
Mickey nerwowo rozejrzała się po okolicy. Jej wzrok raz powędrował w lewo raz, w prawo, raz do góry i raz na jej niezawodny pas. Już wiedziała co robić. Odwróciła się w stronę towarzyszy.
- Posłuchajcie - zaczęła. - Najpierw wdrapiemy się na górę po drabinie, tylko błagam cicho, nie możemy ich zwabić. Z tego co pamiętam ta dzielnica nadaje się do skakania po dachach. Potem rzucę granat w odwrotną stronę do tej, w którą się kierujemy.
- Proste i miejmy nadzieję, że wypali.
- Miejmy nadzieję, że któryś z was nie narobi szumu. - skwitowała dziewczyna. Nilam i Patric popatrzyli po sobie z uśmiechem.
- No to jedziemy! - oświadczył Patric - Będę osłaniać tyły właźcie pierwsi. - Powiedział wychodząc na alejkę. Chwycił dwie bretty, jedną lufę kierując w prawo, drugą w lewo. Jego wzrok przeskakiwał z jednej strony na drugą.
- Idźcie! - zawołał czując na sobie wzrok Mickey. Wiedział, że dziewczyna się martwiła chociaż bała się do tego przyznać, taka po prostu była.
- Tylko nie daj się zabić Dagger. Kogo będę wtedy wnerwiać? - zapytała wchodząc za Nilamem po drabinie. Patric uśmiechnął się rozbawiony.
- Też cię kocham. - odparł z rozbawieniem w głosie. Mickey już kiedy postawiła pierwszy stopień na tej przeklętej zardzewiałej drabinie czuła jak bardzo się chwiała. Była jednak pewna, że wytrzyma jeszcze chwilę. Cóż myliła się.
Chwilę po tym jak Mickey weszła na gzyms metalowa drabina zachwiała się i odpadła od ściany. Z głośnym trzaskiem odbiła się od betonowej kostki tuż obok Patrica. Wszyscy na równi zaklęli. I tak głośny charkot trupów nasilił się jeszcze bardziej. Wszystkie blade, puste oczy zwróciły się w ich kierunku. Jednak po chwili ich niewidoczne źrenice skupiły się na czymś bardziej osiągalnym czymś do czego mieli dostęp - na Patricu.
Pierwsza fala - ta szybsza- rzuciła się na bruneta. Ciała, które powinny leżeć na ziemi rozwinęły niesamowitą prędkość, ale do tego trenowani są łowcy. Każdy łowca wie, że niektóre z nich potrafią poruszać się niemal tak szybko jak zdrowy, nieźle przestraszony czymś człowiek, na całe szczęście większość z nich była powolna niczym ślimaki, w dodatku często potykali się o własne nogi. Szybko i celnie kilka razy pociągnął za spust trafiając całą falę.
- Natychmiast idźcie! - krzyknął nawet nie patrząc w górę.
Słowa ugrzęzły w gardle Mickey. Nie mogła wykrztusić z siebie słowa. Czuła jak Nilam ciągnął ją za ramię i z czasem udało mu się ją ruszyć. Jednak ona nadal wbijała oszołomiony wzrok w alejkę, w której Patric bezustannie zmagał się ze śmiercią. Cóż dobrze mu szło, przynajmniej na razie. Przecież nie mógł się bronić w nieskończoność, w końcu straci siły, a wtedy umrze. Nie mogła do tego dopuścić.
Adrenalina napłynęła do jej mózgu. Miała wrażenie, że wszystko dzieje się w spowolnionym tempie, albo nagle to ona zaczęła myśleć tak szybko. W jednej milisekundzie postawiła sobie jedno pytanie: Co mogę zrobić, żeby go uratować?
W jej umyśle jak na znak rozbrzmiały odpowiedzi.
Granat odpada, mogę zranić Patrica, a nie mam pewności, że załatwi trupy.
Petarda hukowa też odpada, zwabi co najwyżej kilka zombie, przecież mają przed sobą jedzenie, jak mogą odejść przez trochę szumu! Jasne będą zdezorientowani, ale to nie to!
Jak tam wskoczę, zginę razem z nim!
Musiała myśleć perspektywicznie, przecież znała się na planowaniu. W wojsku była za to niezmiernie ceniona, dzięki temu on ją zauważył. To był jej as w rękawie, wyglądała przecież niepozornie jak zwykły żołdak nie mistrz taktyki. A przecież taktyka polegała na patrzeniu na wszystko nie na skupianiu się wokół jednego punktu. Musiała więc oderwać swój wzrok od Patrica. Posłała go w stronę w, którą ciągnął ją Nilam. Przed nimi piętrzył się betonowy poziomowy parking.
Teraz to ona pociągnęła Nilama za rękę. Zaczęła szaleńczy bieg w stronę parkingu nawet nie wyjaśniając nic Nilamowi. Była mu winna wyjaśnienia, w końcu w jednej sekundzie diametralnie zmieniła zdanie, cóż z takich rzeczy słynęła. Z częstego zmieniania decyzji, miała tylko nadzieję, że dobrze robiła. Miała nadzieję, że jej decyzja nie zabije Patrcia, ale mu pomoże. Pat był jej przyjacielem, nie chciała znów przez to przechodzić, znów stracić kogoś ważnego. Dlatego ciągnąc za sobą Nilama, zeskoczyła z dachu i znów nie dając blondynowi chwili wytchnienia pociągnęła go w stronę parkingu.
- Możesz mi powiedzieć co ty do cholery robisz? - zapytał kiedy przeszli przez podniesiony szlaban.
- Posłuchaj mnie uważnie, weźmiesz samochód i pojedziesz do kryjówki, ja zaraz znajdę jakiś motocykl i zabiorę Pata, z tej masakry. - powiedziała. Innego wyjścia nie widziała. Czasem najprostsze strategie są po prostu najlepsze, warto by było zaryzykować też z petardą hukową i zwabić kilka trupów w inną stronę. Przynajmniej kilka.
- Kumam. - odparł Nilam. Rozejrzał się po parkingu. Rozumiał plan Mickey i nie miał nic przeciwko niemu, musiał tylko znaleźć odpowiednie auto. Coś wytrzymałego, a zarazem szybkiego. Cóż nie musiał szukać długo.
W rogu parkingu stał sporej wielkości jeep. Jego karoseria miała głęboki kruczy kolor, cóż miała trzy lata temu, teraz była poszarzała i porysowana w wielu miejscach, a po za tym i kilkoma wgnieceniami, auto trzymało się dobrze, powinno spełnić swoją rolę. Podbiegł do niego, nie mieli czasu na pieprzenie się z zamkiem. Tym razem poszedł za przykładem Mickey i wybił szybę łokciem. Porysowana i wymęczona szyba poszła natychmiast pod naporem jego siły. Dało się usłyszeć głośny trzask i charakterystyczny dla tłuczonego szkła dźwięk. Nilam obrócił się nerwowo i z zadowoleniem stwierdził, że hałas nie przyciągnął tu żadnego zombie. Tylko tego jeszcze brakowało. Obejrzał się jeszcze raz, ale tym razem w innym celu. Jego wzrok zatrzymał się na Mickey. Ku jego zaskoczeniu dziewczyna wyparowała, po prostu rozpłynęła się w powietrzu.
Pierwsze piętro - nic.
Drugie piętro - tak samo.
Wdrapała się po krętej rampie na trzecie piętro.
Proszę! Proszę tak ładnie proszę! Niech tu będzie jakiś motocykl.
Szukała już chwilę co piętro posyłając w stronę Patrica petardę hukową. Kolejny raz przebiegła parking. W jej umyśle rozbrzmiały wyrzuty. Wiedziała, że Patric jeszcze żyje. Widziała jak zmaga się z trupami, jednak wiedziała, że to nie potrwa długo, musiała się sprężyć.
Ktoś przez ciebie umrze.
Kolejny raz w jej umyśle rozbrzmiał pełen wyrzutu głos. Znała go doskonale, od kilku lat tak brzmiało jej sumienie. Kobiecy, zwiędły głos pełen wyrzutu, obrzydzenia i pogardy. Niemal czuła jej ciemne oczy na swoim karku. Te same, które kiedyś uśmiechały się widząc w Brosie przyszłość swojej rodziny, które wiodły za nią podczas procesu, obarczały ją za śmierć swojego jedynego syna. Jakby wina, którą ona sama siebie obarczała była niewystarczająca.
Ta stara baba tkwiąca w jej umyśle i powtarzająca wyrok jak mantrę nie wiedziała jednak, że tylko ją motywowała.
Jest! Jest! Jest!
Zawołała dziewczyna, powstrzymując się, aby nie wypuścić tych słów ustami. Zauważyła czarną Hondę stojącą samotnie pośród nielicznych samochodów na tym piętrze. Szybko podbiegła do niej uruchamiając swoją Cyber-siatkę i program na nią nałożony.
Dziękowała Bogu, za to, że w tych czasach klucze były szyfrowane, innymi słowy metal był nafaszerowany elektroniką potrzebną do otwarcia zamka. Dzięki temu Mickey mogła otworzyć zamek bez klucza starczył tylko odpowiedni szyfr. Patrzyła jak na ekranie jej Cyber-siatki pojawiają się szeregi cyferek, migających, próbujących się odnaleźć, ułożyć.
- No dalej mała!
Mogłaś coś zrobić! On umarł przez ciebie! Mój ukochany synek przez ciebie nie żyje! Wszyscy których kochasz umrą tak jak on! Jesteś pechową dziwką!
Głos zwiędłej kobiety znów rozbrzmiał w jej głowie. Słowa były na tyle ostre, aby były po prostu jej wyobrażeniem, ale tak nie było, każde jej słowo było po prostu przykrym wspomnieniem.
- Zamknij mordę! - warknęła Mickey pod nosem. Cyfry na jej Cyber-siatce rozbłysły, a zamek samoistnie przekręcił się. Nadeszła pora, aby udowodnić tej starej babie, że się myliła. Nikt kogo kocham więcej nie umrze, nikt! Z tą myślą Mickey zapaliła silnik.
Cholera! Cholera! Cholera! Gdzie ty się podziewasz głupia? Zapytał sam siebie kiedy w pośpiechu wkładał nowy magazynek i odbezpieczał pistolet. Kiedy wykończał kilkoro z nich znów przybywały nowe, innymi słowy falom napadów nie było końca. W przeciwieństwie do zapasu amunicji. To dwa ostatnie magazynki. Jego życie leżało w rękach narwanej, lekkomyślnej, ale pomysłowej brunetki, która uciekła z jakimś planem w głowie. Problem w tym, że najwyraźniej wprowadzanie go w życie zajmuje brunetce “dłuższą chwilę”. Wtedy też usłyszał głośny ryk silnika. Mickey dosłownie przeskoczyła przez hordę zombie ( tak, tak, niemożliwe, wybaczcie tak to jest kiedy wiktoria ogląda za dużo Durarary xd) Wylądowała dokładnie między jedną, a drugą falą. Wyciągnęła dłoń w jego stronę uśmiechając się przesłała mu niemą wiadomość “chyba we mnie nie wątpiłeś co?”
Uśmiechnął się i chwycił jej dłoń, wreszcie wydostali się z tego piekła.
- Nie mów mi, że masz zamiar się z nią spotkać?! - Ryknęła wściekła Ariane wychodząc z samochodu.
Trzasnęła drzwiami, tak, że o mało nie wypadły z zawiasów. Spojrzała na Maroona, spode łba. Ściągnęła brwi tak mocno, że na jej czole, zaczęły się tworzyć pojedyncze zmarszczki. Maroon natomiast był spokojny, jednak jego twarz wyrażała lekki smutek. Oparł się o maskę sportowego auta, które stanęło po środku autostrady usianej zmasakrowanymi samochodami. Wpatrywał się w równiny rozciągające się przed nimi. Autostrada była w gruncie rzeczy wysokim mostem, który dawał dużo cienia, nawet stąd słyszał gardłowy warkot zombie.
Ariane wbiła w niego pełen wyczekiwania wzrok.
- Kocham ją. - odparł Maroon. Ariane westchnęła, cała wściekłość nagle z niej uleciała. Podeszła do Maroona i położyła dłoń na jego ramieniu, prowokując go, aby na nią spojrzał.
- Ona zabiła Hariet, Mar. - powiedziała Ariane. Maroon spuścił wzrok szukając dobrego argumentu. Wiedział, że Hariet była przyjaciółką Ariane i wiedział, że dziewczynie łatwo nie przyjdzie polubienie Ace, jednakże był jeden fakt, którego Ariane nie dostrzegała - Ace była niewinna.
- Ona jest łowczynią Ariane. - skwitował Maroon, a następnie rozwinął myśl. - Skąd możemy wiedzieć czy my nie zabiliśmy jej przyjaciół? Skąd? - zapytał Maroon. Tym razem to Ariane spuściła wzrok. Maroon miał rację, łowcy i odkupiciele byli swoimi naturalnymi wrogami i temu nie można było zaprzeczyć.
- Po za tym jak byś się zachowała gdyby ktoś brutalnie zamordował dwie bliskie ci osoby? Puściłabyś ją wolno gdyby zamordowała mnie i Harleya? Raczej wątpię. - Maroon nadal mówił spokojnie, jednak ton jego głosu podpowiadał Ariane, że niewiele brakowało, aby wytrąciła go z równowagi. - Jestem na nią zły to prawda, jestem wściekły i prawdopodobnie zrobię jej awanturę kiedy ją spotkam, ale ją kocham i wybaczę jej wszystko wiesz o tym dobrze. - dokończył uśmiechając się z własnej głupoty. Ariane także się uśmiechnęła, może nie powinna, aż tak roztrząsać tej sprawy, a po prostu to zostawić. Pożegnać się z przyjaciółką. Położyła głowę na ramieniu Maroona, który uśmiechnął się pod nosem.
- Mam nadzieję, że ją polubię. - powiedziała mrużąc oczy pod wpływem chylącego się ku zachodowi słońca.
- Na pewno. - odparł.
Błękitna Cyber-siatka Ace rozbłysła dając jej znać, że otrzymała nową wiadomość. Dziewczyna zahuśtała się na krześle na, którym koczowała już od dłuższego czasu gawędząc z nowo poznaną Akasą. Mia leżąca na łóżku za nią spojrzała na nią podejrzliwym wzrokiem. Nie wiedziała dlaczego miała przeczucie, że nadawcą wiadomości był Maroon.
Rudowłosa podniosła bezwiednie swoje lewe przedramię. Zamarła. Na wyświetlaczu błyszczało imię nadawcy “Maroon Eagle”. Spojrzała przerażona na Mię. Natomiast Akasa przeskakiwała pytającym wzrokiem z jednej towarzyszki na drugą.
- To Maroon - wyszeptała Ace. Mia niemal automatycznie zerwała się z łóżka.
- Co napisał? - zapytała.(Normalnie jakbym widziała moją przyjaciółkę xd) Ace przeniosła wzrok na swoją Cyber-siatkę już samo imię mężczyzny zszokowało ją, aż nadto. “Możesz rozmawiać?” Tak brzmiała treść wiadomości. Ace nie wahała nawet przez chwilę, niemal natychmiast wystukała na Cyber-siatce odpowiedź. Wstała.
- Przepraszam, ale muszę na chwilę wyjść. - oznajmiła. Zostawiając dwie kobiety same. Akasa machnęła ręką uśmiechając się matczynie. Ace odpowiedziała wdzięcznym uśmiechem po czym zniknęła za rogiem.
- Kim jest Maroon? - zapytała Akasa ciekawskim tonem kiedy tylko usłyszała jak za Ace zamykają się balkonowe drzwi. Mia uśmiechnęła się i z powrotem położyła się na łóżko.
- Odkupicielem i kochankiem Ace. - odparła w skrócie. Akasa uśmiechnęła się.
- Zakazana miłość co? - odparła retorycznie jednak Mia i tak jej odpowiedziała.
- Można tak powiedzieć. - uśmiechnęła się. - A tak właściwie to miałam się ciebie zapytać. Jak poznałaś Nilama? - zapytała z chytrym uśmieszkiem na ustach. Akasa spłonęła obfitym rumieńcem, a pomimo to rozpoczęła swoją opowieść.
- Maroon? Maroon to ty? - zapytała, później karcąc się w myślach. Oczywiście, że to był on idiotko. Specjalnie przełączyła rozmowę na swój panel celowniczy, i tak go nie widziała. Po jaką cholerę, więc trzymać cyber-siatkę przy uchu?
Oparła się o barierkę skanując wzrokiem panoramę Chicago, którą tak dobrze znała.
- Dlaczego to zrobiłaś? - zapytał. Cóż, nie takiego powitania się spodziewała, nie wiedziała specjalnie co powiedzieć. Nie wiedziała o co mu chodziło. - Dlaczego zabiłaś Hariet? - sprecyzował. Jego ton był nieco wkurzony, jednak słyszała, że powstrzymywał się od wybuchu gniewu.
Hariet.
Tak musiała mieć na imię odkupicielka, którą zabiła Ace, która zabiła Lorett i Marka. Ace zacisnęła dłonie w pięści.
- Zabiła Lorett i Marka, chciała zabić mnie. - odparła spokojnie znów spokojnie opierając się o barierkę. - Miałam pozwolić jej mnie zabić i uciec z dokumentami? - zapytała i usłyszała jak Maroon głęboko wciąga powietrze.
- A, więc to tak… - powiedział jakby sam do siebie. Ace słyszała w jego głosie smutek, ściągnęły brwi, a jej wargi zacisnęły się w smukłą linię. Czuła napływające poczucie winy. Tak długo jak oprawczyni Kinweyów nie miała imienia, tak długo Ace utrzymywała się w przekonaniu, że nie była nikim ważnym, jednak pomyliła się. Dziewczyna miała na imię Hariet i najwyraźniej znaczyła coś dla Maroona.
- Przepraszam. - szepnęła przerywając głuchą ciszę. - Ja… nie wiedziałam, że ona coś dla ciebie znaczy…- zrobiła krótką pauzę, aby przełknąć wielką gulę, która nagle utworzyła się w jej gardle. - Nie dała mi wyboru. - Miała wrażenie, że zaraz rozpadnie się na kawałki. Wcale nie dlatego, że nagle dopadło ją gorzkie poczucie winy. Hariet dostała to na co zasłużyła, przynajmniej dla zaślepionej gniewem Ace. Jednakże rudowłosa miała przeczucie, że Maroon ją za to znienawidzi, a to najgorsze co mogłoby się stać.
- Aceleve - poczuła jak włosy na jej karku stają dęba, a po całych plecach przechodzi przyjemny dreszcz. Zawsze lubiła kiedy wypowiadał jej pełne imię. - Jestem zły, to prawda, ale jeżeli mówisz prawdę to tak czy tak Hariet już by nie żyła. - zrobił, krótką pauzę. - Jeżeli by ci coś zrobiła sam wpakowałbym jej kulkę między oczy. Za bardzo cię kocham. - Uśmiechnęła się mimowolnie, pierwszy raz od ponad dwóch lat słyszała to słowo z jego ust i ono wystarczyło, aby obawy uleciały z niej niczym z przebitego balona.
- Też cię kocham. - odpowiedziała wesołym głosem.
- Ace, gdzie jesteś? - zapytał już nieco rozluźniony.
- W Chicago. - odparła. - Mam misję.
- Masz wyjść z tego cało. - powiedział. - Przyjedź za tydzień do Waszyngtonu, będę w Divinson plaza w południe. - zaproponował. - Nie przyjmuję odmowy!
- Jakbym mogła się nie zgodzić?
___________
CDN
Aaaach.... Maroon, Maroon, Maroon... *_*
OdpowiedzUsuńNIESAMOWITE!
Nie spodziewałam się że będzie taki łagodny wobec Ace, gdy się dowiedział o Hariet, ale cieszę się, że nie było niemiło ;))
Rozdział bardzo mi się podoba i nie mogę się doczekać kolejnego ;**
Bylam swiecie przekonana ze skomentowalam rozdzial a tu takie "fo pa" :D .. No ale w takim razie musze wytlumaczyc sie jednym - starosc nie radosc, skleroza juz mnie dopada :D
OdpowiedzUsuńnareszcie Maroon i to w jakiej odslonie *mmmmm* on jest boski, on jest cudowny, on jest zajebisty i ciagle mi malo go ;D
akcja Mickey rewelacja, uwielbiam ten jej umysl.. Szkoda tylko ze dopadly ja duchy przeszlosci (znajac Ciebie to jeszcze nie raz dopadna) ale wiem cos wiec siedze cicho :x
czekam na nexta i marzeeeee o ich spotkaniu :*