piątek, 14 grudnia 2012

|11|


~Oczy~

Pomimo tego, że ponad czterdziesta ludzi przemieszczała się równym krokiem w wyznaczonych im kierunkach to żadnego z nich nie było wyraźnie słychać. Zaczęli przegrupowywać się wśród budynków. Chowali potrzebne zaopatrzenie pod biurowymi stołami. Były to pigułki przeciw bólowe, opaski uciskowe, bandaże, to przynajmniej znajdowało się na stanowisku pierwszej pomocy do pilnowania, którego wyznaczono jednego łowcę. Dziewczyna nazywała się Talia i to ją Ace zdołała poznać bliżej. Pomagała jej rozkładać sprzęt pierwszej pomocy. Sama bowiem nie miała wiele do roboty, była w końcu eskortą, nie musiała przygotowywać stanowiska, ubolewała jednak, że Mickey nie wyznaczyła ją na jednego ze snajperów, była przecież wystarczająco dobra. Nie wiedziała co w tamtym momencie chodziło przyjaciółce po głowie.


        Rozłożyła ostatnie fiolki z tabletkami pod prowizorycznym stanowiskiem Talii, a dziewczyna posłała jej wdzięczny uśmiech. Talia nie miała więcej niż osiemnaście lat i nie była zbyt dobra w walce wręcz, co prawda umiała strzelać jednak jej zdolności lekarskie były o wiele lepsze niż strzeleckie. Talia wydawała się zadowolona z tego faktu, powiedziała, że woli uśmierzać ból niż go zadawać. Wyglądała zresztą naprawdę niepozornie, była chuda i nieco wątła, miała jasną różową cerę, ciemne krótkie brązowe włosy i jasne błękitne oczy. 
- Dziękuję za pomoc Ace. - uśmiechnęła się siadając obok całego zaopatrzenia. Spojrzała w bok za Ace. Po drugiej stronie szykowało się inne stanowisko. Stanowisko z bronią gdzie inny łowca szykował dodatkowe magazynki i karabiny. Mogło się przecież zdarzyć, iż któremuś z łowców skończy się zapas amunicji lub coś stanie się z bronią, wtedy mogli spróbować dostać się tutaj. Wzrok Talii spoczął na chłopaku, który czyścił broń, wyglądało na to, że go znała. 
- Cieszę się, że ja i Kev nie musimy walczyć, ale martwię się o innych… - powiedziała, a jej głos załamał się nieznacznie. Ace podzielała jej obawy jednak postanowiła o tym nie mówić, Talia wydawała jej się naprawdę przestraszona. 
- Nie martw się wszyscy jesteśmy wyszkoleni damy sobie radę. - rudowłosa uśmiechnęła się pokrzepiająco. Talia skupiła na rudowłosej wzrok bystrych niebieskich oczu i uśmiechnęła się blado. 
- Wiem i nie martw się jeżeli przyjdzie mi walczyć nie będę płakać i chować się za Kevem, jestem łowczynią i to moja powinność, aby walczyć za ludzi wiem o tym… po prostu boję się…
- Już wszystko w porządku strach to ludzka rzecz… - powiedziała Ace z uśmiechem, a wtedy zdała sobie sprawę, że po prostu powtarza słowa Lorett, które ta skierowała do niej ponad dwa tygodnie temu… Poczuła ukłucie w sercu kiedy w jej umyśle pojawił się obraz uśmiechniętej mulatki z delikatnym uśmiechem na czekoladowych ustach. Niemal czuła jej przyjemny zapach i to właśnie bolało najbardziej. Wspomnienia były tak żywe jakby działy się teraz, jakby wcale nie były wspomnieniami. Przymknęła oczy, a obraz Lorett zastąpiła czerń, w ten sposób Ace próbowała się otrząsnąć z tych wspomnień. Talia popatrzyła na nią dziwnym wzrokiem, który zastąpił wcześniejszą wdzięczność. 
- Coś się stało? - zapytała dziewczyna widząc, że z ust Ace zniknął uśmiech. Rudowłosa potrzasnęła głową i uśmiechnęła się nieznacznie. 
- Nic, nic - zapewniła ją, a Talia już otwierała usta, aby powiedzieć, że przecież nie jest ślepa, ale wtedy Ace zręcznie zmieniła temat. 
- Więc ty i Kev…- zaczęła, ale wbrew jej oczekiwaniom Talia nie spłonęła rumieńcem po prostu posmutniała i położyła głowę na podkulonych kolanach. Spojrzała w kierunku chłopka. Miał czarne włosy, które opadały na wysokie czoło, a jego oczy skupione były na jednym z karabinów. 
- Arthur i ja poznaliśmy się podczas treningów w bezpiecznym mieście, podczas pierwszego polowania obronił mnie, ale został ciężko ranny więc go opatrzyłam, od tamtej pory jesteśmy przyjaciółmi to wszystko. 

Widok, który tu zastała nie był zbyt zachwycający, tym bardziej zapach, który był co prawda stłumiony, ale nadal wystarczająco mocny, aby zemdliło ją kiedy weszła do pomieszczenia. Odór był ohydny, zapach rozkładających się ciał, nie mieli czasu posprzątać budynku i zakopać ludzi, postanowili, że zrobią to po akcji, o ile w ogóle będzie udana. Teraz jednak zeskładowali ciała w łazienkach, aby trochę stłumić odór, który nadal unosił się w powietrzu. W dodatku większość wykładziny oraz ścian, była poplamiona zaschniętą krwią, co nie było najlepszym widokiem. Cóż to i tak lepsze niż mutant. 
Piętro 5 w pozycji snajperskiej zajmował Fave, nie wiedziała dlaczego tu przyszła. Może bo to mogło być ich pożegnanie? Więc dlaczego nie żegnała się z Ace, Mickey i ze swoim ojcem? Dlaczego przyszła akurat do Fava? Nie wiedziała, chociaż ta sytuacja była oczywista to zamknięta w swojej skorupie Mia nie umiała tego powiedzieć. Nie umiała powiedzieć dlaczego tutaj przyszła i dlaczego tak bardzo zależało jej na pożegnaniu z Favem. Ona nawet nie wiedziała co ma powiedzieć. 
- Hej Mia. - Fave podniósł się ze swojego stanowiska. Oparł karabin o ścianę tuż obok zapasowych luf i amunicji. Uśmiechnął się od ucha do ucha ukazując szereg białych zębów. Uśmiechnęła się blado. Fave dotknął jej ramienia. 
- Coś się stało Mi? - zapytał. Dlaczego łudziła się, że Fave nie zauważy iż coś jest z nią nie tak? Przecież znał ją od podszewki, wiedział kiedy coś jest nie tak nawet jeżeli ona wmawiała sobie, że tak nie jest. Mia spuściła wzrok na okna. 
- Przyszłam się pożegnać - powiedziała w końcu. Jej głos był ponury i całkowicie bezbarwny, jakby nie włożyła w niego ani grama uczucia. I to właśnie zmartwiła Fava. To prawda Mia czasem była szorstka, ale wyrażała to cynizmem. Nigdy nie słyszał, aby jej głos był, aż tak bezbarwny… Martwiła się. Na swój dziwny i sztywny sposób martwiła się. Cóż okazywała to skrajnie inaczej niż inni, ale sposób w jaki patrzyła w dół, na tych wszystkich pobratymców krążących w pospiechu po ulicy mówił wszystko. 
- Pożegnać? Chyba nie myślisz, że tu zginiemy? - jego głos nie był poważny, Fave po prostu chichotał. Mia spojrzała na przyjaciela spod byka. Założyła ręce na piersi i odwróciła głowę. 
- Ja po prostu przewiduje każdą ewentualność Hawk. - Odparła twardo. Jej ton już kompletnie rozśmieszył Fava. 
-A już myślałem, że przyszłaś tu bo się na mnie napaliłaś. - Fave uśmiechnął się łobuziarsko i założył dłonie na piersi podobnie jak przed momentem zrobiła to Mia, która teraz poczerwieniała na twarzy. 
- Chciałbyś Hawk! - warknęła dziewczyna i pchnęła jego ramię, jednak Fave zrobił coś czego kompletnie się nie spodziewała. Chwycił ją za nadgarstek i nadal z tym uśmieszkiem na ustach i przyciągnął ją do siebie. Ich klatki piersiowe zetknęły się, a policzki Mii przybrały czerwony kolor. Miał dosyć czekania, serdecznie dosyć czekania na lepszą okazję. Wiedział bowiem, że lepszej być nie może. Podniósł więc podbródek Mii tak, aby jej oczy skupiły się tylko na nim. Tak jak powiedział ojciec Mii to była pora, aby wziąć sprawy w swoje ręce. 
- Nawet nie wiesz jak bardzo… - szepnął zbliżając swoją twarz do twarzy Mii. Dziewczyna czuła mocny uścisk jego dłoni na swojej talii. Czuła jego bliskość. Ciepły oddech drażniący jej skórę. Mia przymknęła oczy czekając na pocałunek. 
- Śmigłowce! - krzyknął ktoś z tyłu, dokładnie za Mią. Dziewczyna gwałtownie otworzyła oczy i odwróciła głowę w stronę głosu. Człowiek, który krzyczał w ich stronę zniknął jednak zanim Mia odwróciła się. Słychać było tylko jak jego podeszwy uderzają o metalowe schody. Powoli  odwróciła głowę, aby znów spojrzeć na Fava myśląc, że czar prysł. Tym większe było jej zaskoczenie kiedy chłopak natychmiast najpierw przesunęła się po jej włosach i talii po czym przycisnął dziewczynę do siebie. Mia najpierw zaskoczona nie odpowiedziała, później jednak przywarła do chłopaka stając na palcach. 
- Wszystko będzie dobrze- powiedział kołysząc się z dziewczyną raz w lewo raz w prawo jakby próbował ją uspokoić. 
- Dziękuję. - Powiedziała dziewczyna czując jak jej wszystkie obawy odpływają gdzieś daleko, po chwili jednak chłopak puścił ją. Mia stanęła znów płasko. W tle usłyszała cichy szum helikopterów, zagryzła wargi. Popatrzyła w fioletowe oczy Fava, błyszczały niczym klejnoty. Uśmiechał się łagodnie i odgarnął kosmyk włosów za jej ucho.
- Teraz możesz iść - powiedział z uśmiechem. 

To wszystko działo zbyt szybko, aby Ace to ogarnęła. W jednej chwili ulice wypełnione łowcami opustoszały. Żołnierze schowali się w wyznaczonych sobie miejscach nie pozostawiając po sobie niczego. Nie słychać było, żadnej ich rozmowy prawdopodobnie jedynymi czynnościami jakimi się zajmowali było czekanie i oddychanie. Nie słychać było nawet plusku wody jaki powinien wydawać akwedukt pod nimi, kiedy ktoś zrobił chociaż krok w miejscu w, którym zebrali się łowcy woda sięgała zaledwie do połowy łydek pod nimi natomiast akwedukt gwałtownie opadał i wypełniony mógłby sięgać wysokości pięciu metrów. Ace jedynak nie słyszała nic prócz swojego zdenerwowanego oddechu i coraz głośniejszego odgłosu szybko poruszających się śmigieł helikopterów.
Potrząsnęła dłońmi rozluźniając nadgarstki, aby jej dłonie były gotowe, aby sięgnąć po broń do kabury. Spojrzała na swoją lewą. Tuż u jej boku stał Hunt, dowódca wszystkich łowców. Uśmiech zniknął z jego twarzy gdy tylko on i jego eskorta postawili nogę na tym moście. Ace także nie była skora do uśmiechu. Mia wychyliła się zza masywnej sylwetki swojego ojca i posłała jej bystre spojrzenie. Patrząc na przygnębioną minę rudowłosej Mia zmusiła się do pokrzepiającego uśmiechu. Ace odpowiedziała półuśmiechem, który znikł kiedy zobaczyła jak blisko nich są już helikoptery. 
Czarne punkty na nieboskłonie szybko zaczęły się powiększać, aż w końcu naprawdę przybrały kształt helikopterów. Hunt zacisnął palce na rączce metalowej teczki, to w niej znajdowały się informacje potrzebne do wymiany. Dane na temat największych skupisk zombie na terenie Ameryki południowej. Ace nawet nie chciała pytać po co były im te dane. Czy oni chcieli chronić zombie? W takim razie po co zabijać ludzi? Jeżeli chcą chronić zombie zamykając ich w klatkach to proszę bardzo bo to pomoże obu stronom, ale zabijać ludzi? Ace miała ochotę po prostu walnąć się w czoło otwartą dłonią, powstrzymała się jednak wiedziała bowiem, że musi zachować powagę. 
Helikoptery znalazły się tuż nas nimi, a ich głośny dźwięk stał się nie do wytrzymania. Mia miała ochotę po prostu zasłonić uszy dłońmi. Myślała, że zaraz ogłuchnie. Jeden z helikopterów znalazł się na naprawdę niskiej wysokości, a jego wirujące śmigła zaczęły rozrzucać piach zebrany na ulicy. Mia podobnie jak jej ojciec zasłonili usta przedramionami tak aby nie dostał się do nich i zmrużyli oczy. Ace naciągnęła tylko biały szalik na usta i zamknęła prawe oko pozwalając by osłonka na lewym chroniła ją przed piaskiem. Drugi śmigłowiec zaczął zrzucać snajperów na dach. Białowłosi ludzie w czarnych strojach usadowili się na gzymsach z karabinami w dłoniach gotowi osłaniać główną eskortę. Z pierwszego śmigłowca wyskoczyła piątka ludzki - eskorta. 
Po kolei najpierw wyszedł sam Lavoir. Ace musiała przyznać, że wyglądał niepozornie. Był wysoki, ale nawet umięśniony ubrany od góry do dołu na biało co stanowiło dziwną odmianę od czarnych ubrań podwładnych. Kolor jego ubioru komponował się z długimi białymi włosami i sprawiał, że czarne wszechwidzące oko widniejące na piersi wyróżniało się i to znacznie. Ace musiała przyznać, że był nawet przystojny z tą swoją Francuzką urodą i chytrymi oczyma. Wyszedł na ulicę, a za nim kilkoro kolejnych. Najpierw dwie białowłose kobiety o, krótkich włosach dotrzymały mu kroku, a następnie chłopak. Był nieco większy od swojego szefa, a pomimo odległości Ace dostrzegła uśmiech na jego twarzy. To było zaskakujące, w końcu zobaczyć jakiekolwiek uczucia na twarzy odkupiciela. Cóż widziała uśmiech, ale tamten był pełen goryczy żalu i pożegnania ze światem, tymczasem uśmiech tego chłopaka był szczery i uradowany. Chłopak odwrócił się i zaczął coś mówić do swojego współpracownika, który właśnie wyszedł z helikoptera. 
Ace zamarła. Poczuła jak jej mięśnie drętwieją odmawiając posłuszeństwa, jak przez jej umysł przepływa tysiące łez wylanych tylko dla tego widoku, nadzieja rodząca się dla tej chwili nagle wyparowała pozostawiając po sobie tylko niczym nie stłumiony lęk. Chłopak, którego zobaczyła wyskoczył jednym susem z helikoptera, powodując, że długi czarny płaszcz przyozdobiony gdzieniegdzie srebrnymi zamkami podleciał nieznacznie do góry. Czarny szalik został luźno obwiązany wokół jego szyi. Jego białe włosy opadały na wysokie czoło tworząc swego rodzaju ramę dla oczu. Chłopak prowadził rozmowę ze swoim kolegą uśmiechając się delikatnie. W końcu rozejrzał się dookoła i nagle przestał mówić. Wpatrzył się w Ace z podobnym lękiem co ona na niego. 
Ich oczy spotkały się. Oboje jak na wznak poczuli nieukrywaną tęsknotę i niepohamowaną radość, wiedzieli jednak, że muszą to stłumić, więc ich oczy nadal tępo patrzyły po sobie. Tylko jego imię przemknęło jej teraz przez myśl. Maroon. 
Helikopter odleciał pozwalając łowcom w końcu przestać mrużyć oczy. Ace odwróciła wzrok i napotkała inny. Wzrok Mii, której szare tęczówki wyrażały jedynie uczucie współczucia. Eskorty zaczęły podążać w swoim kierunku zbliżając się do siebie. Ace zagryzła wargi Maroon natomiast zacisnął dłonie i zaczął nerwowo przestępować z nogi na nogę kiedy znaleźli się już wystarczająco blisko, aby przestać się poruszać. 
- Coś się stało Maroonie? - zapytał Lavoir kiedy zauważył dziwne zachowanie podwładnego. Kiedy przywódca wypowiedział na głos imię chłopaka potwierdził przypuszczenia Ace bo pomimo mocnego francuskiego akcentu Ace rozpoznała to imię. 
- Nic. Jestem po prostu nieco zdenerwowany- usprawiedliwił się zielonooki po czym przeniósł wzrok na Ace, która ku jego rozczarowaniu spoglądała na ulicę, nie na Maroona. Antoni nie przejmując się tym co zauważył podniósł wzrok na Hunta.
Ich oczy będące mniej więcej na tej samej wysokości spotkały się, a ich miny zrzedły. Obojgu nie było do śmiechu. Hunt spuścił wzrok na metalową teczkę w dłoni Lavoira. 
- Rozumiem, że to są dane na temat szczepionki - odezwał się Hunt, jego głos był całkowicie pozbawiony radosnego tonu z jakim odnosił się do łowców. Antoni uśmiechnął się, a był to doprawdy uśmiech sępa czekającego, aż podadzą mu padlinę. 
- Od razu przechodzimy do spraw? - głos Lavoira był zawiedziony, a przynajmniej tak brzmiał. Przeniósł swój wzrok na Mię. 
- Twoja córka to ładna pannica dawno jej nie widziałem, dalej potrafi skopać tyłki moim ludziom? - zapytał żartobliwie i zaśmiał się jednakże nikt mu nie zawtórował. Sytuacja była dosyć napięta. Ace wyczuła, że coś było nie tak, jakby Lavoir grał na zwłokę. W dodatku sposób w jaki Maroon na nią patrzył to nie była tylko tęsknota, on się o nią martwił. Co tu było grane? Nie wiedziała, więc pozostała czujna. Skupiła się na każdym nowym dźwięku i na każdym ruchu odkupicieli. 
- Lavoir do rzeczy! - warknął zdenerwowany tą gadką Hunt. Lavoir uśmiechnął się. 
- Oczywiście! Oczywiście! - zapewnił go przywódca odkupicieli i wyciągnął dłoń z walizką w stronę Hunta. Mężczyzna spojrzał na walizkę czujnym wzrokiem po czym przenosząc go na wykrzywioną w cynicznym uśmiechu twarz Lavoira ściągnął brwi.- To twoje dane! - powiedział uradowanym głosem, a Ace niemal natychmiast dostrzegła nieznaczny ruch jego prawej dłoni. Wtedy też usłyszała ciche pikanie i już wiedziała co się miało zdarzyć. Nieumyślnym ruchem odrzuciła nieświadomych Hunta i Mię do tyłu tak, aby znaleźli się poza strefą wybuchu i widząc, że w tym samym momencie i odkupiciele uciekli ona chciała zrobić to samo jednak było już za późno. Rozległ się ogłuszający wybuch. Straciła grunt pod nogami i panowanie nad własnym ciałem, które w jednej sekundzie przeszył stłumiony ból. 
Maroon chociaż poganiany przez swoich pobratymców ani myślał o zostawieniu jej tam samej. Patrzył jak spada w przepaść co raz uderzana przez spadający gruz i nie myśląc o niczym innym jak o ratowaniu jej życia wskoczył za nią. Wiedział bowiem co znajduje się pod spodem. Pełen wody zbiornik, a w tym stanie Ace nie będzie wstanie się wynurzyć i po prostu utonie. 
Przez umysł przemknęło mu każde wspomnienie. Wzrok jej rozradowanych niebieskich oczu, jej uśmiech, ton jej głosu kiedy wymawiała jego imię. Zmieszanie kiedy pocałował ją publicznie, chociażby w policzek. Chciał, aby to przestały być już tylko wspomnienia, aby one powróciły bo on nie przestał jej kochać. Chociaż minęły dwa lata jego uczucie do niej pozostało niezmienne. 
Uderzyła o wodę niczym o beton. Czuła jak opada w głęboką lodowatą toń. Rozkazała swoim mięśniom ruch, ale straciła nad nimi kontrolę. Zagryzła zęby, a bąbelki powietrza oplotły jej twarz. Każdy ruch wymagał wysiłku, któremu towarzyszył ból. Zmusiła się do otworzenia oczu. Woda zabarwiła się na czerwony kolor jej krwi. Była tak ogłuszona wybuchem, który wciąż dudnił w jej uszach, że nawet nie poczuła kiedy coś uderza w jej głowę. Stopniowo traciła tlen, a kiedy poczuła, że uderza o dno z jej krtani wydobył się niekontrolowany jęk pozbawiający ją resztek powietrza. I wtedy zobaczyła ruch obok siebie, przy okazji czując jak czyjeś dłonie podnoszą jej plecy i wsuwają się pod jej kolana. Ktoś podniósł ją do góry przycisnął do siebie i odbijając od dna zaczął wzbijać się do góry. Jednak to nie wystarczyło. Dziewczyna czuła bowiem, że z powodu braku tlenu za chwilę straci przytomności i prawdopodobnie już nigdy jej nie odzyska. Ktoś kto oplatał swoją dłonią jej talię zauważył jak ściskała swoje żebra próbując wydobyć z płuc resztki powietrza. Zareagował niemal natychmiast. Odwrócił głowę w jej stronę i wpił swoje usta w jej usta przekazując jej swój tlen. Znała te usta, doskonale wiedziała do kogo należą, tylko Maroon tak ją całował. 
Po chwili wynurzyli się i chociaż Ace nie potrzebowała już powietrza to oni nadal dryfowali na tafli wody pogrążeni w namiętnym pocałunku. Przypominali sobie chwile kiedy nie byli swoimi wrogami, chwilę kiedy mogli bez przeszkód być razem. I chcieli, aby one powróciły. Usłyszeli głosy nad sobą, a wraz z nimi strzały i bojowe okrzyki, jakby obudzili się z letargu. Odkleili się od siebie spoglądając w swoje oczy. Zieleń jego tęczówek była taka jaką ją zapamiętała. Nic się nie zmieniły.
“Wycofujemy się!” usłyszała głos jednego z odkupicieli. Maroon zadarł głowę odrywając wzrok od zmieszanej Aceleve, która nie wiedziała co o tym wszystkim myśleć. Wciąż czuła ciepło jego ust na jej wargach i to pieczenie jakby domagała się więcej. Zagryzła wargi próbując nie dopuszczać do umysłu jednej wiadomości. 
Maroon był odkupicielem. W jej uszach dudnił dźwięk wody, która poruszała się wraz z ich ciałami. Czuła jak ciężkie trapery ciągnął ją na dno więc wolno poruszała stopami, aby utrzymać się na tafli wody. Dodatkowo mocniej zacisnęła palce na szyi Maroona muskając opuszkami materiał czarnego szalika. Nie odzywała się, nie wiedziała co powiedzieć słowa grzęzły jej w gardle nie mogła sprawić aby wydostały się na zewnątrz, więc po prostu wbiła pełen nadziei wzrok w Maroona. 
Chłopak jednak cały czas zadzierał głowę do góry patrząc na helikopter, z którego nagle spadła sznurowa drabinka umożliwiająca Maroonowi wejście do środka. Chłopak chwycił jeden ze szczebli w dłoń po czym spuścił wzrok na Ace. Ich oczy spotkały się i oboje mieli wrażenie, że to jedyna rzecz jaka pozostała w nich z ludzi, którymi byli dwa lata temu. Uśmiechnął się czule widząc jak łzy zbierają się w kącikach jej akwamarynowych oczu. Pochylił się nad nią gładząc jej mokre czerwone włosy, które nawet teraz tworzyły delikatne loki. Czuł jak wstrzymała oddech. Zbliżył się do jej ucha i delikatnie musnął je wargami. Po plecach Ace przeszedł dreszcz. 
- Poczekaj na moją wiadomość, nie myśl sobie, że kiedy cię znalazłem zostawię cię znowu, nawet nie mam takiego zamiaru. - Mimowolnie Ace zarumieniła się czuła jego ciepły oddech na swojej skórze i jego głos, nie słyszała go tak długo. Nadal był niski, męski, a ton sprawiał, że mogła go słuchać godzinami. Chwycił ją za rękę oczekując, że dziewczyna chociaż odpowie na uścisk ona jednak zrobiła coś więcej splotła swoje palce z jego palcami i wbiła w niego wzrok kiedy chłopak się oddalił. Uśmiechnęła się. W jej uśmiechu mieszało się wiele uczuć, które tworzyły niezgrabną breję. Czuła tęsknotę, żal, radość, cierpienie i miłość tyle skrajnych uczuć. 
Helikopter uniósł się powoli zmuszając Maroona do pożegnania. Dziewczyna nadal nie spuszczała z niego wzroku kiedy ten powoli uniósł się do góry, a wraz z nim jego dłoń spleciona z jej dłonią. Ace wzięła głęboki oddech musiała się przełamać, musiała w końcu coś powiedzieć. 
- Maroon! - krzyknęła w końcu kiedy ich dłonie rozłączyły się, a ona poczuła wszechogarniające zimno wody. - Tęskniłam! - dokończyła i dostrzegła nikły uśmiech na jego twarzy nim kompletnie zniknął z jej oczu. 
Przyłożyła zimną dłoń do policzków próbując je jakoś ochłodzić jednak to nie dało wiele bo w jej umyśle ciągle widniał obraz jego zielonych tęczówek patrzących na nią tym zakochanym wzrokiem.

~*~

Dziś są moje urodzinki! :D w końcu mam tyle lat co reszta xd To mnie czasem dobija, bo mam kolegę starszego o ponad 11 miesięcy! Fuck this xd Dobra co do rozdziału macie co chcieliście :D Nawet nie wiecie jaki miałam zaciesz kiedy go pisałam boziu!!!Cały czas się uśmiechałam nie mogę się doczekać aż będę pisać o ich kolejnym spotkaniu oczywiście tym które zapowiedział Maroon ale do tego to jeszcze sporo czasu :3 Mam nadzieję, że podobało się wam, życzę wszystkim wesołego weekendu! A i dziękuję ci moja kochana moments za życzenia odwdzięczę się jak przyjdzie pora :3



________

CDN

5 komentarzy:

  1. Przede wszystkim życzę Ci wszystkiego najlepszego i duużo zdrówka oraz aby wszystkie Twoje marzenia się spełniły ;**

    A co do notki: aaaaaaaaaaa...!!!! Kocham to! ♥
    Aż 3 razy przeczytałam ten rozdział z niesamowicie (jak na mnie) wielkim bananem na twarzy :3
    Jestem zachwycona, bo w końcu doczekałam się tego rozdziału ^^.
    To jest chyba jeden z najlepszych jaki Ci wyszedł ;)
    Już się nie mogę doczekać jak dalej potoczy się ta historia. ;**
    Czekam na kolejną notkę ;**

    OdpowiedzUsuń
  2. Jest jest jest jest!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! Lece otwierać szampana, petardy już odpalam juhu!!!!!!!!
    Nawet nie wiesz jak to ich spotkanie mnie rozczuliło, ta reakcja Maroona, te ich odczucia które opisujesz w taki sposób że mam ciarki na plecach, a w dodatku to zdanie które wypowiedział na końcu.. Cholera i ten jego uśmiech!!!!!!!!!!
    Jak można zwariować na punkcie kogoś kto nie istnieje no ja zwariowałam..
    Fave i Mia też cudni, wreszcie Fave wziął sprawy w swoje ręce. To rozumiem :D

    No kochana odwdzięczasz mi się każdą notką i jeszcze raz WSZYSTKIEGO NAJ NAJ NAJLEPSZEGO :****

    OdpowiedzUsuń
  3. Qu: Dziękuję za życzenia to miłe z twojej strony. I cieszę się, że rozdział tak ci się podobał to jeden z dłuższych rozdziałów i chyba jedyny z, którego jestem w pełni zadowolona :D
    Moments: No i gdzie ten szampan ja go nie piłam. Sama wszystko wychlałaś? Wiedziałam :3 Widzę, że twój poziom fanatyka Maroona sięgnął zenitu! :] Nawet nie wiesz jak mnie to cieszy :3 A Fave no niby wziął sprawy w swoje ręce a jednak nie xd Sama do siebie mam wyrzuty że jej nie pocałował xd Dziękuję za życzenia moja droga znowu zresztą :****

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Fave (mam nadzieje) bedzie mial jeszcze mase okazji ;D a szampan czeka ;)

      Usuń
  4. To było meeeega. Spotkanie Ace z Maroonem no tego nie da się opisać. Takie piękne ;.; I kibicuję Mii i Faveowi żeby w końcu coś między nimi doszło. Ale miałam taką radochę normalnie *v*
    Wszystkiego najlepszego z okazji urodzin (trochę spóźnione, ale są) dużo, dużo szczęścia i weny życzę ;*

    OdpowiedzUsuń